Nie znam wprawdzie akt procesu, ale czy to możliwe, że o użyciu broni zadecydowali wtedy sami ZOMO-wcy? Nie wierzę.
Przed każdym działaniem związanym z użyciem ostrej amunicji wszystkie oddziały wojska czy policji muszą zostać poinstruowane, że strzelać można w absolutnie wyjątkowych sytuacjach. A przecież spodziewano się oporu górników, wiedziano, że nie mają broni palnej, że nie będzie strzelaniny, która w jakiś sposób uzasadniałaby rozkaz otwarcia ognia.
To prawda, że kilkudziesięciu milicjantów zostało w "Wujku" rannych. Ale żaden z nich nie zginął. Czy ranienie funkcjonariusza na służbie jest sytuacją absolutnie wyjątkową? Ktoś, kto wysyła uzbrojone oddziały przeciw cywilom musi zdawać sobie sprawę z konsekwencji. Dlaczego więc do pacyfikacji kopalni wysłano oddziały z ostrą amunicją, tak jak w grudniu 1970 roku? Kierując się tą logiką można chyba powiedzieć, że podczas pacyfikacji piłkarskich kiboli - bandytów, policja też powinna być uzbrojona w ostrą amunicję. I może strzelać.
Generał Kiszczak twierdzi od lat, że w tajnym szyfrogramie wręcz zabronił użycia broni. Strzały jednak padły. Ukarani zostali ZOMO-wcy, ale w rzeczywistości to nie oni nacisnęli na spust.
Czytaj e-wydanie »