Nie milkną peany na temat sukcesu dyplomatycznego pana prezydenta Dudy w USA. I skoro eksperci w dziedzinie obronności twierdzą, że jest to sukces, to być może mają rację. A może nie. Wśród tych ekspertów są i tacy, którzy przekonywali nas, jak bardzo niezbędna jest nam misja okupacyjna w Iraku. A gdy się okazało, że niekoniecznie potrzebna (zwłaszcza tym, którzy z Iraku i Afganistanu wrócili w zalutowanych trumnach), nagle zamilkli.
Bardzo fajny jest ten samolot wielozadaniowy, który nam Amerykanie obiecali sprzedać. I ponoć nawet niespecjalnie drogi jak na takie cacko. Jedna cyferka mnie tylko zmroziła. 44 tys. dolarów - tyle kosztuje godzinna przejażdżka, prawie dwa razy więcej niż w dotychczasowych F16. Przekładając to na nasze - 200 tys. złotych. A więc, gdy przeczytacie państwo kolejną wzmiankę w “Pomorskiej” o tym, że dwa polskie myśliwce przechwyciły jakąś awionetkę, niech wam się wyświetlą te dwie stówy.
Ja wiem oczywiście, że bezpieczeństwo nie ma ceny i znam tę litanię. Ja tylko mam wątpliwości, co nasi rządzący przez “bezpieczeństwo” rozumieją. Owszem, pałka za złodzieja daje poczucie bezpieczeństwa, ale gdy sobie pomyślę, że każda osoba w mojej rodzinie ma do spłacenia 27 tys. złotych publicznego długu, jakoś mi to poczucie bezpieczeństwa znika. A już całkowicie pryska, gdy czytam, że żyję w kraju, który ma najmniej lekarzy w Unii Europejskiej, a na niektóre zabiegi trzeba czekać do roku 2033. Do tego średnia wieku pielęgniarek to 51 lat i nikt nie wie, jak załatać dziurę po ich odejściu.
Nie bardzo bezpiecznie się czuję, gdy słyszę, że na emeryturze mogę liczyć na marne ochłapy, a moje dzieci raczej nie powinny brać jej pod uwagę wcale.
Średnio mi bezpiecznie, gdy rząd budzi się z ręką w nocniku, a tam sucho, bo z kranu przestała lecieć woda.
Ale może naprawdę fajny ten samolot. A na pewno wielozadaniowy, więc gdy klasa rządząca będzie potrzebowała kolonoskopii, mam nadzieję, że się nada.
