Proszę nie posądzać mnie o komunizowanie, ale to, co wyprawia sektor bankowy zaczyna przypominać zwyczajną lichwę, jeśli nie mafię. Jakkolwiek by na tę branżę nie spojrzeć - prędzej czy później straci zawsze klient. Pazerność banków, usprawiedliwiana teraz kryzysem, jest przerażająca.
Polskie banki zarobiły w ubiegłym roku - na czysto - 17 miliardów złotych! I jeszcze im mało. Więc żądają, jak od naszego Czytelnika, 30 złotych za... informację o spłaconych odsetkach. To nie mieści się w głowie, podobnie jak zbójeckie marże, opłaty za transakcje w bankomatach, za łaskę prowadzenia kont osobistych i dziesiątki innych złodziejskich opłat. Patrzeć tylko, kiedy zaczną od nas pobierać opłatę za wstęp do 15 tysięcy polskich placówek bankowych.
Aby suma 17 miliardów (podkreślam: zyski netto polskich banków w ub. roku) dała Państwu jakieś wyobrażenie, wystarczy porównać ją z rocznym budżetem państwa na szkolnictwo wyższe - to zaledwie 11 miliardów złotych! A ponoć nauka to przyszłość narodu.
Miesiąc temu w Warszawie odbyło się XV Forum Bankowe, na którym szef Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz mówił o "światowej katastrofie" finansowej. I zaapelował do rządu o natychmiastową pomoc przedsiębiorcom, na których przecież banki zarabiają najwięcej, by nie powiedzieć - żerują. "Nadzwyczajne okoliczności wymagają nadzwyczajnych rozwiązań poprzez zaangażowanie państwa" - biadał prezes Pietraszkiewicz. I tłumaczył, że jak rząd nie pomoże, to czeka nas koniec świata. Najpewniej przeżyją tylko najsilniejsi - bankowcy i bankierzy z ich horrendalnymi pensjami.
Cóż, nadzwyczajne okoliczności czyli nadzwyczajne pieniądze.