Zobacz wideo: Głośne ekstradycje przestępców z Kujawsko-Pomorskiego
Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy zapowiada, że w postępowaniu dotyczącym oszustw na bydgoskich rynku nieruchomości mogą być stawiane kolejne zarzuty. Tymczasem jeden z podejrzanych twierdzi, że charakter zarzutów, jakie śledczy formułują pod jego adresem jest "absurdalny".
To Cię może też zainteresować
- To ja jestem pokrzywdzony przez Marcina K. - mówi Dariusz J.
Wspomina o swoim wspólniku, od którego w 2019 i 2020 roku miał kupować mieszkania. Śledztwo dotyczy właśnie tych transakcji. Osobami poszkodowanymi są byli właściciele nieruchomości, którzy nigdy nie zobaczyli pieniędzy za swoje mieszkania. Marcin K. przebywa obecnie w areszcie, z kolei Dariusz J. musi stawiać się na komisariacie w ramach nałożonego na niego dozoru policyjnego.
- To on od ludzi wyłudził mieszkania, jakąś tam kwotę im zapłacił, po czym te mieszkania sprzedał i tak samo ich mi nie wydał. Z jednej strony ludzie poszkodowani, którzy dostali jakąś tam część pieniędzy, z drugiej strony ja, który zapłaciłem całość i te mieszkania nie zostały mi wydane. Jaki tutaj sens tej operacji, mojego działania? Te mieszkania nigdy nie zostały mi wydane - podkreśla Dariusz J. w rozmowie z redakcją.
Dodaje, że po jego zatrzymaniu w czerwcu 2020 roku prokuratura zajęła mu konta. - Sąd uchylił potem to zabezpieczenie - dodaje J. Mówi, że prokuratura wie, iż na poczet inwestycji - zakupu mieszkań od K. wypłacił z konta ponad 1 mln zł, a potem jeszcze wspólnie z żoną wystąpił o 600 tys. zł pożyczki. - Po co mi były potrzebne te pieniądze? Gdybym ich nie potrzebował, nie brałbym kredytu - dodaje.
Bez pokwitowania za kupno mieszkania
W ten sposób chce udowodnić, że przekazał swojemu byłemu wspólnikowi zapłatę za mieszkania, które ten krótko wcześniej kupował od pierwotnych właścicieli. Sęk w tym, iż prokuratura doszła do zupełnie innych wniosków. Transakcje, które są przedmiotem śledztwa, miały miejsce kolejno: w sierpniu (zawarte dwie umowy kupna-sprzedaży mieszkań) i wrześniu 2019 roku, a także na przełomie stycznia i lutego 2020 roku.
- Są trzy zarzuty dotyczące trzech osób pokrzywdzonych - mówi prok. Agnieszka Adamska-Okońska. - Tu zarzuty działania "wspólnie i w porozumieniu" mają Dariusz J. z Marcinem K. Te zarzuty są opisane w bardzo podobny sposób. Marcin K. nabył, na przykład od osoby fizycznej mieszkanie. Umowa została podpisana 7 sierpnia 2019 roku w kancelarii notarialnej i opiewała na 400 tys. zł. W umowie termin płatności był odroczony o dwa dni. Wydanie przedmiotu umowy miało nastąpić po zapłacie pozostałej (poza zaliczką, red.) kwoty. Pięć dni po transakcji Marcin K. sprzedał nieruchomości Dariuszowi J. nie płacąc właścicielce. Jako, że tytuł własności przeszedł na kolejną osobę, poprzednia właścicielka nie może teraz odzyskać ani pieniędzy, ani mieszkania.
- J. twierdzi, że zapłacił K. za te mieszkania - mówi adw. Janusz Mazur, który reprezentuje dwie z osób pokrzywdzonych. - Tylko, że druga wersja jest taka, iż J. zapłacił za mieszkania zanim K. je kupił. Kupił coś, czego jeszcze K. nie ma. Po drugie też nie ma żadnego dowodu, że faktycznie za te mieszkania zapłacił. K. miał ogromne długi, o których J. wiedział, dlatego rzekomo dawał mu te pieniądze do ręki. Niech nie liczy na naiwność prokuratury.
