Wczoraj właśnie był taki dzień.
Rano zadzwoniła pacjentka jednego z bydgoskich szpitali . - Tydzień temu przeszłam ciężką operację. Jednak nie mój stan mnie przeraża, tylko... stan sanitarny oddziału. Zanieczyszczone toalety, myte raz dziennie, prysznice, w których nie da się normalnie umyć. Pewnie wrócę do domu zarażona jakimś świństwem...
Po południu telefon od mężczyzny po pięćdziesiątce. - Próbowałem zarejestrować się do okulisty, bo coś dzieje się z okiem. Zadzwoniłem do kilku poradni. Powiedziano mi, że najwcześniej mogę być przyjęty w listopadzie. Obłęd! Czuję się jak śmieć. Składkę płacę, a nikogo to nie obchodzi. Owszem, proponowano mi wizytę w prywatnym gabinecie...
Gdy telefon milczał, pisałam o panuławie (polecam, str. 10), którego odesłano ze szpitala do domu. Za dużo waży. Sam sobie winien? Nie tylko...