MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strajk nauczycieli to test solidarności społecznej. - I jest w interesie nas wszystkich - ocenia Michał Syska

Karina Obara
Karina Obara
Polski nie stać na brak podwyżek w sferze budżetowej. Polskie społeczeństwo nie jest tak bogate, aby wysyłać dzieci do prywatnych szkół
Polski nie stać na brak podwyżek w sferze budżetowej. Polskie społeczeństwo nie jest tak bogate, aby wysyłać dzieci do prywatnych szkół archiwum prywatne
Rozmowa z Michałem Syską, dyrektorem Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a we Wrocławiu, o politycznych konsekwencjach strajku nauczycieli.

Czy nauczyciele słusznie strajkują?

Zdecydowanie tak, ponieważ pensje nauczycielskie są niskie od lat. Prestiż tego zawodu jest bardzo zły i był degradowany przez ostatnie dekady. I niewątpliwie trudno się dziwić tej grupie zawodowej, że upomina się o godne płace, gdy widzi, że rząd hojną ręką przekazuje na transfery pieniężne olbrzymie sumy. Warto też pamiętać, że nie jest to tylko protest płacowy. Chodzi o zwiększenie nakładów na oświatę w ogóle, czyli to protest na rzecz nas wszystkich. Od dobrej edukacji zależy pomyślność całego kraju.

Dlaczego PiS tak się opiera przed podwyżkami dla nauczycieli, a znajduje pieniądze na trzynaste emerytury i na 500 plus nawet dla tych, którzy są w bardzo dobrej sytuacji materialnej?

Być może stratedzy PiS uznali, że nauczyciele nie są ich docelową grupą wyborców. Trudno nie odnieść wrażenia, zwłaszcza jeśli chodzi o tę osławioną „piątkę Kaczyńskiego”, że mamy tutaj do czynienia z rozdawaniem wyborczych prezentów, a nawet z kiełbasą wyborczą. Przypomnijmy sobie całą kadencję PiS - ten rząd rzadko kiedy ustępował przed grupami społecznymi, które protestowały. Przyjął strategię, że nie jest otwarty na dialog.

Co ma pan na myśli?

Choćby strajk lekarzy rezydentów, który został chwilowo zażegnany, ale niedługo zostanie wznowiony. Mieliśmy protest osób niepełno-sprawnych i ich opiekunów
- te osoby też zostały bardzo źle potraktowane przez rząd i za kilka tygodni znów będą protestować. Rząd PiS nie negocjuje, nie jest otwarty na dialog społeczny, tylko woli raczej rozdawać pieniądze i wmawiać ludziom, że zawdzięczają to PiS. Telewizja publiczna posunęła się nawet do tak absurdalnych zachowań, że nazwała trzynastą emeryturę „Jarkowym”. Jak widać, formacja rządząca nie ukrywa nawet, że chodzi tylko o efekt wyborczy.

Rząd w negocjacjach z nauczycielami podawał też wciąż te same propozycje, ale inaczej opakowane. Czy to rzeczywiście były negocjacje?

To, czego byliśmy świadkami w Radzie Dialogu Społecznego, to nie były żadne negocjacje, tylko wypróbowana przez PiS strategia konfliktowania różnych grup społecznych albo przeciwstawiania grup społecznych całemu społeczeństwu. Propozycja rządu wobec nauczycieli miała charakter propagandowy. Chodziło o przekazanie następującego komunikatu: polscy nauczyciele mają mało zajęć. Ponieważ w postulatach wysunięto na pierwszy plan zwiększenie pensum, próbowano wywołać w społeczeństwie takie wrażenie, że polscy nauczyciele bardzo mało pracują. A przecież pensum to jest drobny element czasu pracy nauczyciela. Oni pracują dużo i długo więcej, niż wynosi pensum. Polska szkoła jest zbiurokratyzowana, warunki pracy są fatalne, nauczyciele są obciążeni ogromną pracą w domu, na zebraniach. I to dużo bardziej niż ich koleżanki i koledzy w krajach Europy Zachodniej. Nie było więc żadnych negocjacji, bo i propozycje nie były przedstawione przy stole negocjacyjnym, tylko na konferencji prasowej. PiS chodziło o to, aby wywołać złe emocje społeczeństwa wobec nauczycieli.

Czy to się PiS udało?

Mam nadzieję, że nie i ten protest będzie wielkim testem na społeczną solidarność. Wierzę też, że za nauczycielami wstawią się inne grupy społeczne, wszyscy rodzice i uczniowie, bo ten strajk jest w ich interesie. Problem jest dużo szerszy. Gdy idziemy do zakładu mechanicznego i chcemy dobrej usługi, godzimy się na to, że ona musi kosztować. Mamy jednak problem ze zrozumieniem tego, że jeśli chcemy dobrej opieki zdrowotnej, edukacji, sprawnie funkcjonujących sądów czy urzędów wojewódzkich, ludzie tam pracujący muszą godnie zarabiać. Protestują też pracownicy urzędów, fizjoterapeuci, technicy medyczni, laboranci, pracownicy sądów i prokuratur. Protestuje szeroko rozumiana sfera budżetowa, która przez cały okres rządów PO miała za-mrożone płace. Gdy Donald Tusk był premierem, ogłosił, że Polska jest zieloną wyspą, bo jego rząd uchronił nas od kryzysu. Ale jednocześnie ten sam rząd przyjął rozwiązania antykryzysowe, które polegały właśnie na zamrożeniu płac w sferze budżetowej. PiS za to przeznacza pieniądze na transfery pieniężne, które są pozbawione jakiejkolwiek analizy, przyczyn i skutków. To poważny błąd i szkody dla państwa, które przez to nie działa sprawnie.

Jakie mogą być polityczne konsekwencje strajku nauczycieli?

Polski nie stać na brak podwyżek w sferze budżetowej. To inwestycja w rozwój. Jeśli nie będziemy mieli dobrych usług publicznych, będziemy ich szukać na rynku komercyjnym, a polskie społeczeństwo nie jest przecież tak bogate, aby wysyłać dzieci do prywatnych szkół, leczyć się w prywatnych klinikach i opłacać drogich adwokatów. A skutki polityczne są zależne od reakcji obywateli na ten protest. Jeśli znajdzie on zrozumienie u dużej części społeczeństwa, to PiS będzie miało problem. I słusznie, bo to rząd ponosi winę za fiasko negocjacji z nauczycielami.

Strajk w SP 32 w Bydgoszczy: WIDEO

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska