Ale się nie dało. Przyznaję, że żona ostrzegała. Mówiła: „Od tego chodzenia boso narobisz sobie biedy”. A ja jej na to, że się nie zna, że Jacek Kiełpiński nawet książkę napisał o uzdrawiających walorach chodzenia boso. No i stało się jak zwykle.
Poniedziałek 8:00. Dzwonię do swojej toruńskiej przychodni. "Jesteś 32 w kolejce".
OK, już się nawet zaprzyjaźniłem z tym miejscem nr 32.
Po godzinie:
- Dzień dobry, mam szkło w stopie.
- Niestety nie ma już dziś wolnych miejsc do lekarza rodzinnego.
- Ale ja potrzebuję tylko skierowanie. Do chirurga już się zapisałem prywatnie.
- Przykro mi. Najwcześniej jutro.
- Ale ja mam szkło w stopie!
- Tym bardziej mi przykro.
Przeczekałem. Następnego dnia wieczorem dzwoni lekarz rodzinny. Wypisuje skierowanie, podaje kod.
- Czy chirurg prywatny będzie miał do tego e-skierowania dostęp?
- Przykro mi, nie wiem. Ale zawsze może się pan zapisać do chirurga na NFZ.
- Tam się czeka tygodniami.
- Wiem, przykro mi.
Dziś dzwonią z przychodni prywatnej: - Niestety musimy odwołać wizytę. Ale mam dla pana termin już 17 lutego.
- Za dwa tygodnie? Ale ja mam szkło w nodze!
- Nooo, mogłabym pana wcisnąć na 11 lutego.
- To za tydzień!
- Strasznie mi przykro.
Znajomi na Facebooku radzą, żeby nie zwlekać i walić do szpitala. Niby tak, ale gdyby to jeszcze było jakieś szkło witrażowe, a to tylko mała szklana szpilka, która wlazła głęboko w piętę. Więc na SOR-ze przydzielą mi zieloną naklejkę, ustawią na ostatnim miejscu w kolejce, czyli - śmierć z głodu i pragnienia. A poza tym, już to trenowałem. Dwa lata temu złamałem nogę i z braku ortopedy, złożył mi ją chirurg. Tydzień później, podczas kontroli, ortopeda pyta „Kto panu tak sp...ł?”. Więc, co jeśli teraz ortopeda postanowi zabawić się w chirurga? To już przeczekam ten tydzień. Zresztą kolega bez jednej nogi żyje już od lat.
Ale nie ma tego złego… Z każdej historii wypływa jakiś morał. Na przykład taki, że różnica między publicznymi i prywatnymi usługami medycznymi jednak istnieje. I polega na słowie „strasznie”.
