- Nastroje są pozytywne, choć może trudno mówić tu o dobrych perspektywach, jeśli nasze żądania nie zostaną spełnione - mówił zmierzając na warszawski protest Krzysztof Pastuszka z gminy Nowe w powiecie świeckim. Jest hodowcą bydła mięsnego i producentem zbóż. Wybrał się z 4 towarzyszami ze swojej gminy. - Pewnie niewiele tym protestem wskóramy. To bardziej akt rozpaczy i chęć pokazania mieszkańcom stolicy, jak wygląda nasza sytuacja.
- Policjant jak strajkował, to wziął wolne od lekarza i tyle, a my tak nie możemy, zwierzęta trzeba nakarmić - mówi Zbigniew Dembowski, hodowca trzody i bydła z powiatu wąbrzeskiego. Jest jednym z regionalnych koordynatorów Agrounii, też chciał jechać do Warszawy, ale z powodu obowiązków w gospodarstwie nie mógł. - Rolnictwo jest zaprzepaszczone, a przecież od myszy po cesarza wszyscy żyją z gospodarza. Beznadziejnie jest - stwierdza rolnik. Aby pokazać skalę problemu, podaje przykład producenta taczek. - Jeśli rolnika nie będzie stać na ich zakup, to ten sprzedawca też padnie.
- Gubi nas to, że nie ma jedności, panuje zawiść, a takich ludzi łatwo się przeciwko sobie buntuje, steruje się nimi i otumania - dodaje Zbigniew Dembowski. Nie napawają go optymizmem nawet nieco lepsze niż w ostatnich miesiącach ceny skupu trzody chlewnej.
