To znaczy - zacząłem oglądać nie zważając na to, że reżyserem jest słynny "agentolog" Grzegorz Braun. Ale kiedy w pierwszych sekwencjach ujrzałem twarze wybitnych histeryków IPN - Cenckiewicza i Gontarczyka - przełączyłem na inny kanał. Na ich widok natychmiast poznałem scenariusz "dokumentu" o generale Wojciechu Jaruzelskim.
Nie odniosę się więc do samego filmu, ale do wczorajszych dyskusjach niemal na wszystkich najważniejszych forach internetowych. Wierzę, że wypowiedzi są prawdziwe, ponieważ internet zapewnia anonimowość, więc dodaje odwagi.
Pierwszy wniosek z pobieżnej analizy wypowiedzi Polaków - szaraków narzuca się sam. To wszechogarniająca agresja zarówno ze strony zwolenników, jak i przeciwników generała. Drugi, równie smutny: większość dyskutantów nie zna najnowszej historii. Nie mówiąc o rozumieniu procesów historycznych (ale nie tych IPN-owskich). Wniosek trzeci: gdyby Jaruzelski poprowadził Polaków na barykady, święcilibyśmy, wraz z całą Europą, kolejne, krwawe, bohaterskie, ale przegrane powstanie. I naszych zmarłych.
Bo świat znów nie kiwnąłby palcem w bucie.