- Właśnie przedłużył pan kontrakt na kolejny sezon. To dobra wiadomość. Pan też jest zadowolony?
- Bardzo. Ze strony klubu to dowód wielkiego zaufania, a jednocześnie pragnienie kontynuowania tego, co zaczęliśmy przed rokiem.
Przeczytaj więcej o Chojniczance Chojnice
Prawie dwie strony dotyczący Chojniczanki we wtorkowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie chojnickie. Zapraszamy do kiosków!
- Dla pana był to dopiero drugi sezon pracy szkoleniowej. W poprzednim zostawił pan Znicz Pruszków na wysokim 4. miejscu. W tym już pan triumfuje. Newielu trenerów zaczyna z tak wysokiego C?
- Żółtodzióbem w końcu nie jestem. Ten zawód pociągał mnie jeszcze w okresie czynnej kariery zawodniczej. Gdy wylądowałem w warszawskiej Polonii bardzo szybko uzyskałem uprawnienia istruktora piłki nożnej. Przekonania do przyszłej pracy szkoleniowej nabrałem w Olimpii Grudziądz. Przy boku Marcina Kaczmarka mogłem się bardzo dużo nauczyć. Gdy podjąłem już ostateczną decyzję o definitywnym zakończeniu kariery, postanowiłem zasmakować tego chleba. Dziś okazuje się, że to co sobie w myślach ułożyłem - udaje się.
- Jaka jest pana filozofia gry?
- Uważam, że jestem jeszcze zbyt młodym i niedoświadczonym trenerem, aby używać określenia: filozofia gry. Mam na pewno swoje priorytety. Przede wszystkim przygotowanie motoryczne. Nie było takiego meczu, abyśmy nawet w 93. minucie "siedli, czy oddychali rękawami". Wykopywali piłkę po autach lub trybunach. Druga rzecz, to sposób gry; chcę, aby drużyna grała ofensywnie i dlatego poszukuję zawodników, którzy nie boją się grać jeden na jednego, lubią piłkę kombinacyjną. A takich jest wyjątkowo mało; dlatego próbuję tych, których mam do dyspozycji, uczyć takiej gry. Nie mogę przecież wymagać, jeżeli nie będę tego uczył. Grałem w piłkę, więc tym bardziej muszę pokazać.
Cały wywiad tylko we wtorkowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie chojnickie.