Piszę "około" ponieważ prywatnych wyższych szkół gotowania na gazie namnożyło się tyle, że trudno o precyzję. Swoje Alma Mater mają nawet Łomża, Sucha Beskidzka, Łuków i Miłocin - gdziekolwiek on jest.
Mam nadzieję, że czwartkowe doniesienia o fikcji edukacyjnej w największej niepublicznej uczelni - Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi - bezlitośnie obnażą tę hucpę. W łódzkiej akademii, podobnie jak w dziesiątkach "uczelni", połowa zajęć się nie odbywa, wykładowcami są korespondencyjni naukowcy, a podstawowym obowiązkiem studenta jest płacenie czesnego.
W czerwcu telefonowała do mnie grupa studentów z jednej z takich "uczelni". Żacy skarżyli się, że egzaminator złośliwie oblewa ich na egzaminie. Kiedy tłumaczyłem, że nie mam prawa kwestionować fachowości wykładowcy, usłyszałem: "Jak to, przecież my za to płacimy!?".
Cóż, wiedza jest rzeczywiście towarem. Ale jak wszędzie - nie powinno się jej kupować, gdy pochodzi z niewiadomego źródła.
Co innego - dyplom. Ten w Polsce można kupić.