Żona orzeka, że czas zebrać frukta ze składki zdrowotnej i nakazuje udać się w poszukiwaniu straconego zdrowia. To jest ten przełomowy moment, kiedy dociera do ciebie, że nie jesteś już Tarzanem i ostatecznie musisz wykreślić plan kariery kaskaderskiej, który tak skrupulatnie nakreśliłeś w dzieciństwie.
W podróży w poszukiwaniu straconego zdrowia zetknąłem się z nową generacją lekarzy. Pokoleniem w okolicach trzydziestki. Ciekawe doświadczenie. Fajne chłopaki, wypachnione, eleganckie, bardzo profesjonalne. Wszystkie te ISO, TÜV i inne wskazania mają w małym palcu. Wiedzą, że na mydełku w płynie musi być termin ważności, pilnują, żeby kwitki były podpisane we właściwym miejscu. Wiedzą gdzie się wkłuć i co rozciąć.
Zobacz także: Minister Arłukowicz przedstawił premierowi pakiet kolejkowy
Tylko w tym gąszczu procedur - do cholery - nie mają czasu posłuchać przedmiotu cięcia i wkłuwania. Może inaczej - system jest tak skonstruowany, że słuchanie naraża podmiot medyczny na koszty nie przewidziane w preliminarzu, więc wytężanie słuchu przez lekarza jest aktem złowrogim wobec systemu.
Kiblując tak na różnych korytarzach, pacjent prędzej czy później dochodzi do wniosku, że jest uczestnikiem wielkiego spektaklu o uzdrowieniu, w którym niestety wyłącznie on jest naturszczykiem i nie bardzo zna scenariusz. Gwiazdą spektaklu jest premier z tyradą "Nie dopuścimy, żeby jakikolwiek pacjent...".
Oklaski, panie premierze.
Czytaj e-wydanie »