Mam wrażenie, że oskarowa gala jest jak duże wesele. Miesiące przygotowań, mnóstwo wydanych pieniędzy i kilka godzin emocji. A co później? To już chyba bardziej indywidualna sprawa. Dla jednych nowe możliwości, dla innych duże rozczarowanie, jak w życiu. A do tego trochę niespodzianek.
Przeczytaj również: Oscary 2013. "Operacja Argo" najlepszym filmem [lista laureatów]
Po pierwsze - Steven Spielberg. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie reżyserów może mówić o wielkiej przegranej. Dwanaście nominacji i tylko dwie statuetki. Jego "Lincoln" był właściwie pewniakiem. Monumentalna produkcja, która pochłonęła niezły budżet nie była jednak zdaniem akademii wystarczająceo dobra. Doceniono za to Daniela Day Lewisa, tu nie było zaskoczenia.
Po drugie - "Operacja Argo" Bena Afflecka, uważanego raczej za dość przecietnego aktora. Film był mocnym kandydatem do Oskara, ale dopiero po tym, jak otrzymał dwa Złote Globy, wcześniej nie pojawiał się właściwie w żadnych rankingach. Affleck, który ma na swoim koncie dwie Złote Maliny wyrasta na objawienie świata filmowego tego roku. A "Operacja Argo" zarobi dzięki zwycięstwu grube miliony.
Po trzecie - Jennifer Lawrence - najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Większość osób obstawiała Emmanuelle Rivę za kreację w "Miłości" Michaela Hanekego. Młodziutka Lawrence stoi więc przed wielką szansą. I jeśli nie potknie się, tak jak w drodze po odbiór statuetki, może zatrząść filmowym światem.
Po czwarte Anne Hathaway - chociaż w "Nędznikach" gra zaledwie dziewięć minut, robi wrażenie. A na członkach jury akademii zrobiła tak duże, że zgarnęła Oskara za rolę drugoplanową.
Wnioski z decyzji akademii są proste. Stare wygi kina muszą odejść w cień. Na tapetę wchodzą młodzi. Dość naturalna kolej rzeczy. Czy to dobrze? Nie wiem. Bo rozmowy o kinie, to rozmowy o gustach, a o gustach, jak wiadomo...
Czytaj e-wydanie »