Na początek - przykłady z kilku ostatnich miesięcy. Bośnia i Hercegowina właśnie świętuje swój pierwszy awans na mundial po wygraniu grupy m.in. z Grecją. Ludność - 4,5 mln. Islandia - mieszkańców mniej niż bydgoszczan - zagra po raz pierwszy w barażach do mistrzostw świata, wyprzedzając w grupie m.in. Słowenię i Norwegię. Chorwacja (4,2 mln) - od lat bije nas nie tylko w futbolu, ale także piłce ręcznej czy koszykówce. Litwa (ok 3 mln obywateli) na całym świecie kojarzy się z koszykówką w najlepszym wydaniu.
Z wyjątkiem Islandii, to kraje nie tylko mniejsze, ale i mniej zamożne od nas. A jednak tam się udało.
Czytaj: W samo południe. Ekstraliga głupców. Przeciętniacy zarobią miliony
Jakim cudem blisko 40-milionowy naród w środku Europy nie potrafi stworzyć własnej sportowej tożsamości? Być może dlatego, że jesteśmy równie kiepscy w wykorzystywaniu ostatnich szans, jak niedoścignieni w tworzeniu złudzeń i omijaniu najważniejszych problemów.
Obserwowałem uważnie konferencję prasową Zbigniewa Bońka w środę. W ciągu godziny 90 procent pytań dotyczyło trenera reprezentacji, jakby to jeden człowiek miał zbawić polski futbol. Chyba dwa razy ktoś zapytał o młodzież, ale w kontekście także reprezentacji. O fundamentalnych problemach polskich piłki mowy nie było, a przecież okazja - totalna klapa w eliminacjach mundialu - była doskonała.
Ta dyskusja idealnie wpisuje się w krajobraz polskiego sportu: przegadanego, przeinwestowanego i kompletnie nie potrafiącego radzić sobie z własnymi słabościami.
To nie problem wyłącznie piłki nożnej, bo mistrzami dmuchania baloników jesteśmy w wielu dyscyplinach. Jak osiągamy sukces w siatkówce, to w ciągu kilka lat czołowi zawodnicy świata zamienili się w gnuśniejących celebrytów, którzy ważnych meczów nie potrafią wygrać nawet we własnej hali. Gdy wysyłamy reprezentację koszykarzy, którą nawet zagraniczne media typują do roli czarnego konia mistrzostw Europy, ta zbiera cięgi od Gruzinów i Czechów.
Czytaj: W samo południe: kibice wartością najwyższą w sporcie?
To prowadzi do niepokojącego wniosku - może Polacy po prostu nie są stworzeni do wygrywania? A może ogromne społeczne zainteresowanie sportem sprawia, że zbyt łatwo wybaczamy porażki i nasze gwiazdy czują się po prostu bezkarne?
Zapraszam do dyskusji