Nieoficjalnie posłowie RP przekonują, że nazwisko Palikota stało się dla nich zbyt dużym obciążeniem. - Z badań CBOS wynika, że budzi on największą nieufność spośród polityków - przyznał jeden z posłów Ruchu w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Czytaj także: Nowy ruch Palikota, ale bez Palikota
Gdy Palikot tworzył struktury partii posłowie głośno wówczas komentowali, że właśnie wyrazistość Janusza Palikota i jego nazwisko są wizytówką ugrupowania, które zamierza "Polskę drewnianą mentalnie uczynić murowaną". Teraz nazwisko jest przeszkodą. To tak, jakby przeszkodą w tworzeniu smaku chipsów była ich nazwa, a przecież wiemy, że smak zawdzięczają technologii produkcji. Podobnie wartość partii mierzyć raczej powinniśmy tym, jaki ma program i czy go realizuje oraz czy ma silnego lidera, który nie rządzi, co jest przywódczym anachronizmem lecz panuje, wyznaczając nowoczesne kierunki, za którymi podążają wykonawcy. Wszystko wskazuje na to, że w Ruchu Palikota tak się nie dzieje.
Co więc się dzieje? Bartłomiej Ciążyński, prawnik i działacz Europy plus twierdzi, że żyjemy w dobie narracji i PR-u, a nie strategii i programu. Czyli w czasach powierzchownej postpolityki. Politycy dobrze o tym wiedzą, więc szukają możliwości podlizania się wyborcom. Chodzi bowiem o to, aby było sympatycznie i bezproblemowo, bo ludzie są zmęczeni. Wybierają takich polityków, z którymi chętnie wypiliby kawę. Ruch Palikota, który miał być remedium na zgnuśniałą Polskę, stare elity, nieskutecznych zasiadaczy w sejmowych ławach, właśnie wpisuje się w tę konwencję sympatyczności. Nie udało nam się zrobić ważnych rzeczy, to dostosujemy się do gustów, nie będziemy ludzi drażnić, w końcu oni nas znów wybiorą. Tym samym Palikotowcy wpisali się w Polskę drewnianą, tę, którą chcieli przebudować i którą tak pogardzali. A to jest Polska nie odwagi lecz strachu, nad którym się nie panuje. Polska nadziei, za którą nie idzie praca w długofalowej perspektywie. Pozostało tylko marzenie, od którego wszystko się zaczęło.
Oto rok 2010, pierwsze spotkanie Palikota w Toruniu. Wspomina poseł RP Maciej Wydrzyński: "Na sali było 250 krzeseł, a przyszło ponad 500 osób. Tłum w Sali Wielkiej Dworu Artusa, w przejściach i na schodach. W mediach było o tym głośno". A co jest teraz? To samo, co w innych ugrupowaniach, które zaczynały od idei, a skończyły - jak to w życiu bywa - na załatwianiu własnych potrzeb. Bo oto poseł Adam Rybakowicz z Ruchu Palikota bawił się w weekend w Bydgoszczy.
Zobacz także: Poseł Ruchu Palikota przyjechał do Bydgoszczy. Zachowywal się "nieobyczajnie"
O godz. 2.30 poseł na starówce nasikał publicznie. A robił to tuż obok restauracji, gdzie toalet nie brakuje. Przyłapany, zaklął i pokazał legitymację poselską. Zaprezentował więc standardy znane politykom z każdej partii. I wmurował kamień węgielny w drewnianą polską (nie)obyczajność poselską.