Od czwartku w Kostrzynie trwa wielka muzyczna fiesta. Polska zatrzymała się, w przekroju pokoleniowym, na "Przystanku Woodstock". W roli gospodarza występuje, jak zwykle, Jurek Owsiak. Idea festiwalu jest prosta: ma on być podziękowaniem dla wszystkich wspierających "Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy". Ale Jurkowi zależy jeszcze na czymś - na promowaniu takich wartości, jak: wolność, miłość i pokój. Po prostu:"Róbta co chceta"!
Wbrew temu, co sobie myślą różni tacy, pod najsłynniejszym cytacie wymyślonym przez Owsiaka nie mieści się promowanie nihilizmu, pijaństwa, narkomanii i innych strasznych rzeczy. "Przystanek Woodstock" pokazuje zupełnie inną rzeczywistość. Mogli się o tym przekonać w przeszłości - sam prezydent Bronisław Komorowski, kościelni hierarchowie, najbardziej jednak tubylcy. Kostrzyn na kilka dni zamienia się w miejsce miłości, braterstwa, budowania zdrowych relacji. Organizując festiwal, skupiając wokół siebie setki wolontariuszy, Jurek pacyfikuje w ten sposób zło w zarodku.
Czytaj: W czasie 21. finału WOŚP zebrano ponad 50 mln zł
Zapytam retorycznie: czy takim miejscem jak "Przystanek Woodstock" nie mógłby być piłkarski stadion? Przecież to także miejsce ludyczne. Kłopot jest z tym tylko taki, że w przeciwieństwie do kostrzyńskich Błoni przypomina twierdzę. Czy wysokie płoty zakończone kolczatkami, zasieki, kordony policji i ochroniarzy uzbrojonych od stóp po głowy, odgradzający piłkarzy od widzów, powinny być standardem bezpieczeństwa? Na Woodstocku można słuchać wielokulturowej muzy i sączyć piwko. Na trybunach delektować się umiejętnościami gwiazd T-Mobile Ekstraklasy i też pociągać z kufelka. Jeżeli nie podoba się mecz, gra drużyny której kibicujesz, to wyluzuj, idź sobie w cholerę, daj innym pooglądać.
Przydałby się Jurek na każdym polskim stadionie. Gdyby wszedł do młyna, to piłkarskie trybuny stałyby się krainą łagodności. Piłka nożna byłaby, rzeczywiście, dla kibiców. Ale sam jeden kraju nie uleczy.
Dlatego sklonujmy Owsiaka!
Czytaj e-wydanie »