Godson, polityk liberalnej partii, jest zdania, że związki partnerskie są czymś niewłaściwym. I pokazuje to w sposób zgodny ze swoimi przekonaniami, wpojonymi mu zasadami, opartymi na Biblii. I na dodatek, o zgrozo!, robi to w kulturalny sposób, czyli diametralnie różny od tego, do jakiego przez ostatnie lata przyzwyczajali nas polscy politycy.
Czytaj: Ustawa o związkach parterskich - największa porażka tego rządu
Nie podoba mi się wizja Johna Godsona, nie zgadzam się z jego przekonaniami, ale bardziej od konserwatywnej negacji związków partnerskich przeszkadza mi nazywanie go "czarnuchem" przez ludzi, których poglądy są mi bliższe. I myślenie, że jeśli ktoś jest ciemnoskóry, to nie może być konserwatystą przez duże "K". Właśnie takiego konserwatyzmu wymagałbym od panów Macierewicza i Kaczyńskiego. I proszę mi wierzyć, że wyszliby na tym znacznie lepiej, niż na dotychczasowych swoich działaniach politycznych. A może i nie doszłoby do ósmej z rzędu porażki wyborczej. Tyle, że do modelu Johna Godsona wiele polskim politykom brakuje. Jesteśmy, mam nadzieję, że pan Godson mi wybaczy, sto lat za murzynami.