Teza może i naciągana, ale biorąc pod uwagę ostatnie wybory samorządowe można powiedzieć, że jest w tym ziarno prawdy. Do sądów w kraju wpłynęło 1949 skarg na wyniki głosowania we wszystkich szczeblach samorządu. Ponad 200 z nich złożyły PiS i SLD.
Powodem miała być ogromna liczba głosów nieważnych. Fakt, było ich bardzo dużo - od 14 do 22 proc. Sądy jednak fałszerstw się nie dopatrzyły. Więc teraz niektórzy posłowie PiS otwarcie mówią, że wybory samorządowe trzeba powtórzyć. Trzeba „odbić” sejmiki?
Choć prawda, że nad tak dużą liczbą głosów nieważnych trudno przejść obojętnie.
Wiem, wiem, są wyznawcy tezy, że to członkowie komisji mieli namalowany X na kciuku i głosy „unieważniali”.
Dlaczego teraz głosów nie „unieważniali”? Przecież też mieliśmy do czynienia z kartą w postaci książeczki.
Może zwyczajnie, wyjaśnianie, jak głosować, okazało się skuteczne? Głosów nieważnych oddaliśmy o połowę mniej, niż 4 lata temu - 2,53 proc. I nie było zarzutów, że tamte wybory zostały sfałszowane.
Dla wyborców ważne jest, by głosowanie nie było aktem skomplikowanym, by nie musieli się długo zastanawiać, jak głosować, by ich głos był ważny. Wtedy wyniki - nawet niekorzystne dla którejś partii będą trudne do podważenia. Ważna jest zasada zaufania do państwa, reguły, które zapewnią przejrzystość wyborów.
By uniknąć posądzeń o fałsz i nie zmuszać ludzi do oddania nieważnego głosu, na karcie powinna znajdować się jeszcze jedna rubryka - żaden z powyższych komitetów. W ten sposób możemy pokazać, że nie widzimy partii, które nas reprezentuje. Ale jeśli właśnie tu padłoby bardzo dużo głosów? Znowu byłyby podejrzenia o fałsz.