Prezydent mówiąc publicznie takie rzeczy nie poprawia ani atmosfery panującej wokół tego, co się dzieje w sądownictwie, ani nie realizuje podstawowej funkcji prezydenta, jaką jest być głową państwa ponad podziałami. Analogicznie można więc powiedzieć, że jeśli prezydentowi nie podoba się to, że ślubował zasypywanie podziałów, a tego nie robi, nie musi być prezydentem.
Czytaj także: Jeśli człowiek koncentruje się na fasadowym istnieniu, nie ma czasu na wypełnianie siebie, staje się wydmuszką
A jednak niewielu tak powie, bo przecież okazaliby arogancję wobec głowy państwa. Niewielu też ruszy bronić sędziów i prokuratorów niewygodnych dla władzy. Dlaczego? Bo nie utożsamia ich losu z własnym. Prokurator i sędzia to jakieś persony, z którymi należy mieć jak najrzadziej do czynienia. Inaczej było podczas protestów przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej. Tu wiele kobiet i mężczyzn zobaczyło siebie w warunkach, jakie zgotować im może państwo – osamotnieni, skazani na traumę po urodzeniu zdeformowanego dziecka, przerażeni tak daleko idącą ingerencją w ich życie osobiste.
A przecież nietrudno sobie wyobrazić, że jako niewygodni w swojej pracy możemy zostać bezpardonowo potraktowani przez pracodawcę. Zapłacić cenę za niepochlebne wypowiadanie się o obecnej władzy, dla której wolność słowa dopuszczalna jest dotąd, dopóki jej samej nikt nie krytykuje. Skazani na zwolnienie, banicję, niełaskę, zostajemy ze zrujnowaną karierą, oddaleni od domu i bliskich. Zakneblowani, bo taka nauczka każe nam zamilknąć i nie wypowiadać się na temat władzy i jej postępowania. Cóż, tak wychowuje się ludzi do tchórzostwa. I są to metody, wobec których nie wolno milczeć tym, którzy czują się odpowiedzialni za państwo.
