Ale to nie był zwykły płacz, ale jęk i zawodzenie. Wyglądało, jakby któraś właśnie dostała jakąś wiadomość.
Nalałem kawy. Zmieniliśmy temat. Kolega wrócił właśnie z Kijowa, gdzie zawoził towar. Pochwalił się spotkaniem z Witalijem Kliczką, merem Kijowa.
- Zupełny przypadek. Zeszliśmy do metra. W Kijowie wojny już nie ma, ale mimo to, niektórzy jeszcze schodzą na noc do metra i tam śpią. Kliczko w różnych miejscach spotyka się z ludźmi, żeby podtrzymać ich na duchu.
Godzinę później przyszła córka ze szkoły.
- Nie wiem jak to powiedzieć, ale poczułam się dzisiaj, jakbym znalazła się w środku jakiegoś filmu.
Zaczerpnęła powietrza: - Na przystanku przy Plazie stała ukraińska rodzina. Matka i dwoje dzieci, chłopak i dziewczyna. Chyba byli na zakupach, bo mieli reklamówki z H&M. Rozmawiali ze sobą wesoło, jak ludzie, którzy chcą normalnie żyć. Przyjechał tramwaj, dzieci usiadły osobno, kobieta osobno. Wtedy ona wyjęła telefon, znalazła numer i przycisnęła go do ucha. Ale chyba nikt nie odbierał. I wówczas spłynęły jej łzy po policzkach. Odwróciła głowę do szyby i szybko je wytarła. A potem znowu spojrzała w kierunku dzieci i z uśmiechem zaczęła coś do nich mówić po ukraińsku. Dzieci nawet nie zauważyły tych jej łez. Widziałam takie sceny, ale tylko w filmach.
Godzinę później spotkanie z panem z muzeum, któremu przekazałem koc. Koc odziedziczyłem razem z piwnicą, w której pozostało trochę gratów po poprzednich właścicielach. Koc był twardy, szorstki, nieprzyjemny w dotyku, z charakterystycznym motywem gwiazdy wyszytym po boku i z licznymi plamami. Wojskowy? Kilka dni szukałem odpowiedzi, aż w końcu znalazłem – koc armii włoskiej z II wojny światowej. Najpewniej trafił do Torunia, z którymś z jeńców włoskich przetrzymywanych w Stalagu XX. Jak się tu znalazł w mojej piwnicy, tego już się nie dowiem, bo nie żyje nikt, kto mógłby pamiętać.
Pomyślałem sobie o rzeczach, które przywieźli ze sobą uchodźcy z Ukrainy. Aktorka z dziecięcego teatru, która cudem wydostała się z bombardowanego miasta, zapakowała do walizki marionetkę. Bawi nią dziś dzieci w Poznaniu. Czy za pół wieku ktoś jeszcze będzie pamiętał historię tej lalki?
