Sędzia wymierzyła dokładnie taką karę, jakiej żądał prokurator. - Wina została w pełni wykazana - argumentował oskarżyciel w mowie końcowej. - W języku ludzi cywilizowanych trudno znaleźć określenia, jakimi można by spuentować zachowanie oskarżonego. Nasi bracia mniejsi mają prawo być traktowani godnie, nie jak zabawki.
Sam Robert B. w swoim ostatnim słowie wyraził skruchę. - Żałuję tego, co się stało - mówił na sali sądowej. - Nie da się określić, jaka to była głupota. Nie wiem, jak to się stało.
Przeczytaj również: Uderzał szczeniakiem o kaloryfer, a potem wyrzucił zwierzę z czwartego piętra [wideo]
Ustalenie przebiegu wydarzeń nie było łatwe. Marzenna H., była partnerka Roberta B,. przesłuchiwana przed prokuraturą przyznała, że widziała, jak jej ówczesny partner wyrzuca szczeniaka z balkonu. "Krzyczał, że z nami koniec. Chwycił go za skórę i uderzył nim o kaloryfer" - zanotowali jej słowa śledczy. Ale na rozprawie swoich zeznań już nie powtórzyła. - Pamiętam tylko, że się obudziłam i widziałam otwarty balkon - mówiła. - Robert nie znęcał się nad psem. Tylko próbował nauczyć go, żeby nie załatwiał się w mieszkaniu. Wtykał mu mordkę w odchody, sama go o to prosiłam, bo ja nie potrafiłam tego zrobić.
- Czy to, że oskarżony stoi obok, ma wpływ na pani zeznania? - dopytywała sędzia. - On nie jest złym człowiekiem - stwierdziła Marzenna H. - Nie chciałabym, by poszedł do więzienia.
Przypomnijmy: pies został wyrzucony z balkonu czwartego piętra. Szczeniak trafił pod opiekę weterynarz z toruńskiego schroniska dla zwierząt.
Lotka, bo tak została nazwana suczka, dziś ma się dobrze, znalazła już nową rodzinę. - Nadal jest bardzo wystraszona - przyznała w sądzie nowa właścicielka psiaka, Małgorzata M. - Gdy usłyszy huk, kładzie się na plecy i poddaje się. Takie zachowanie może być wynikiem wcześniejszego złego traktowania albo upadku, nie da się tego jednoznacznie stwierdzić.
Czytaj e-wydanie »