I wtedy takiego naukowca należałoby uhonorować Noblem, a nawet dać mu nawet dwie nagrody. Bo przecież nie tym - jakże przedsiębiorczym - bankowcom, którzy tak hojnie przyznawali sobie olbrzymie premie z państwowych dotacji na ratowanie banków.
Czytaj: Nobel z ekonomii dla Diamonda, Mortensena i Pissaridesa
Tymczasem ekonomiczny Nobel trafił do ekonomistów specjalizujących się w tzw. teorii poszukiwań na rynku. Upraszczając - naukowcy badali, dlaczego na rynku pracy bezrobotny nie może znaleźć pracy, a przedsiębiorca mija się z bezrobotnym, choć chętnie by go zatrudnił.
Nagrodzeni ekonomiści powinni zajrzeć do Polski, bo u nas z pracą bez znajomości raczej ciężko.
Mam nadzieję, że nasz minister od finansów też czasami robi zakupy (a jeśli nie, to niech zapyta żony) i widzi postępującą drożyznę. Ceny żywności coraz bardziej drenują kieszenie Polaków, a z każdej strony słychać zapowiedzi kolejnych podwyżek. Wielka szkoda, że za podnoszeniem cen do europejskich norm nie idzie równie europejskie podnoszenie płac.
Każdemu z nas przydałby się wreszcie indywidualny lub rodzinny wzrost gospodarczy.