A plany zaczęły się komplikować już w miniony piątek, kiedy to do pani Katarzyny zadzwoniono ze Stomedu z informacją o awarii prądu. - Recepcjonistka powiedziała, że piątkową wizytę trzeba będzie przełożyć - relacjonuje pacjentka. - Zapisała mnie na poniedziałek.
Bydgoszczanka, mimo silnego bólu zęba, postanowiła poczekać. - Zależało mi na tym, aby nie płacić za wizytę - przyznaje. - Prywatne leczenie jest bardzo drogie.
W poniedziałek, zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, pojawiła się pod Stomedem o godzinie 20.00. Jednak przy drzwiach wejściowych czekało już dwóch pacjentów. - Okazało się, że placówka jest zamknięta - opowiada pani Katarzyna.
Na szybie wisiała kartka z informacją o awarii - tym razem rury. - Dzwoniliśmy do Stomedu, ale nikt nie podnosił słuchawki - mówi bydgoszczanka. - Nie wiedzieliśmy, czy dentysta będzie jeszcze przyjmował, bo na kartce napisano jedynie, że naprawianie rury potrwa do godziny 21.00.
Przeczytaj też W Bydgoszczy nie ma nocnych dyżurów stomatologicznych.
Pacjenci zrezygnowali z wizyty. - To skandal! - bulwersuje się pani Katarzyna. - Przecież wystarczyło nas poinformować telefonicznie o możliwych spóźnieniach.
Krzysztof Kowal, kierownik Stomedu, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Od godziny 21.00 placówka była ponownie czynna - wyjaśnia.
- Ale dlaczego nie zadzwoniono do pacjentów z informacją o potencjalnych zmianach? - pytamy.
- Dla nas każdy telefon to dodatkowy koszt - odpowiada kierownik. - Poza tym przez długi czas nie wiedzieliśmy, o której godzinie uda się opanować sytuację.
Zdaniem Barbary Nawrockiej, rzecznika prasowego bydgoskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, o wszelkich zmianach dotyczących godzin przyjęcia pacjenta należy zawiadomić. I to w każdy możliwy sposób - tłumaczy rzecznik. - Z drugiej strony awaria rury to zdarzenie losowe, którego nie da się przewidzieć.
Informacje z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Tymczasem pani Katarzyna zapisała się już na wizytę prywatną. Jak podkreśla, gdyby wiedziała, że po godzinie 21 zostanie przyjęta do Stomedu, z pewnością poczekałaby pod placówką. - Informacja na drzwiach była nieprecyzyjna - oburza się. - Poza tym, w Stomedzie nikt nie raczył odebrać telefonu.
I dodaje: - Od lat płacę składki zdrowotne. Niestety, gdy przyjdzie potrzeba, muszę korzystać z leczenia prywatnego - kwituje zbulwersowana.
Udostępnij