Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Zadałem piłkarzom kiedyś pytanie: Co jest gorsze od śmierci? Zapadła cisza - mówi Ryszard Tarasiewicz. Odpowiedziałem: Zdrada!

Rozmawiał Dariusz Knopik
Ryszard Tarasiewicz, trener Zawiszy Bydgoszcz.
Ryszard Tarasiewicz, trener Zawiszy Bydgoszcz. fot. Jarosław Pruss
Szkoleniowiec beniaminka z Bydgoszczy opowiada o kulisach prowadzenia zespołu, o rozmowach z sędziami, o tym co jest najważniejsze w życiu i futbolu, o ewentualnych wzmocnieniach i styczniowym zgrupowaniu w Hiszpanii.

- Zacząłbym nietypowo, bo od pańskich rytuałów meczowych.
- Wiele ich nie mam. Garnitur i krawat to takie pierwsze rzeczy, które rzucają się w oczy. Poza tym zawsze prawą nogą przekraczam linię boiska i wtedy się żegnam. Zawsze tak robiłem, nawet kiedy byłem piłkarzem.

- Garnitur i krawat mają jakieś wytłumaczenie?
- Bardzo proste. W dresie jestem codziennie podczas pracy na treningach. Mecz to jest dla mnie święto i tak to traktuję.

- Podczas meczów Pucharu Polski jest pan w dresie?
- No tak. Powiedziałem zawodnikom, że założę garnitur na finał (śmiech).

- Cztery mecze dzielą zespół od historycznego osiągnięcia. Do tej pory Zawisza najwyżej grał w półfinale.
- Uważam, że szczęście nam sprzyja. Górnik nie jest tak silny jak w latach 80-tych, kiedy rządził w naszej lidze. Uważam, że mamy z nimi większą szansę niż z Legią, która wiosną na pewno będzie innym zespołem, moim zdaniem, silniejszym.

- W czasie meczu trudno pana poznać. Jest pan impulsywny i praktycznie cały czas toczy swoją grę, najczęściej z sędziami.
- Nie zastanawiałem się nad tym. Jeśli jesteś pasywny, to przyznajesz sędziom prawo do dominacji. Uważam, że moje uwagi mogą poprawić pracę arbitrów i ograniczyć liczbę błędów. Sędziowie nie zawsze są świadomi swoich błędów. Często zdarza się, że moje uwagi werbalne spowodowały właściwe decyzje sędziów. Zawsze staram się rozmawiać z sędziami kulturalnie, choć pewnie od czasu do czasu coś mi się wyrwie niepotrzebnie (śmiech).

Przeczytaj także: Osuchowie zostają. I będą walczyć [zdjęcia, wideo]
- Rozmawiałem z arbitrami z czasów, kiedy pan grał i powiedzieli mi, że Tarasiewicz zawsze miał na boisku dużo do powiedzenia.
- Tak było! Walczyłem o swoje i kolegów. Często miałem do nich pretensje o faule na mnie, które były ewidentne, a groziły groźnymi kontuzjami. Widziałem, jak wielu ludziom zakończyły one kariery, a ja tego nie chciałem. Wielu sędziów nie czuło i nadal nie czuje ducha gry, bo nigdy nie grali na profesjonalnym poziomie.

- Kolejna rzecz, która pana wyróżnia to brak publicznej krytyki piłkarzy.
- Jak zaczynałem być trenerem, to sobie powiedziałem, że nigdy nie będę ratował swojego tyłka, krytykując zawodników. Tak samo, jak sobie przysięgłem, że nie będę mówił publicznie o tym, że w szatni padły męskie słowa. To takie banalne. Powiedziałem, że to co chcę osiągnąć, nie muszę budować w taki sposób. Tak nie zbuduję pozycji jako szkoleniowiec. Założyłem sobie, że też nigdy nie zmienię zawodnika przed przerwą, bo to jest poniżanie. Staram się trzymać tych zasad.

- Które z nich są najważniejsze?
- Jasne i czytelne reguły. Najważniejsze jest mieć credo i stosować je w życiu, wtedy wszystko przychodzi łatwiej. Trzeba sobie odpowiedzieć na proste pytania: co jest dla mnie wartością i jak funkcjonować w grupie. Jeśli ustalimy wspólny cel i wiemy jakimi środkami do niego dojść, to wtedy możemy skupić się na pracy.

- Wynik to wypadkowa wielu czynników. Jak je pan klasyfikuje?
- Lojalność, szczerość i zaufanie są najważniejsze. Zadałem piłkarzom kiedyś pytanie: co jest gorsze od śmierci? Zapadła cisza. Odpowiedziałem: zdrada! Powiedziałem im, że nie musimy się kochać, lecz musimy się szanować. Jak coś nie pasuje to nie można uciekać od odpowiedzialności, od rozmów i konwersacji. Powiedziałem im też, że nie jestem męczennikiem i sam nie będę dźwigał tego krzyża. Przyjęli te zasady i to wszystko na razie funkcjonuje.

- Z dobrym skutkiem. Co jest największym plusem jesieni w wykonaniu Zawiszy?
- Wiara w to, co przekazałem zawodnikom. Nigdy nie dali mi odczuć, że zwątpili w to, co robimy. Druga sprawa to nasza solidarność jako zespół. Wtedy łatwiej o wynik.

- Zawodników pan nie krytykuje, ale do siebie mam pan pretensje o jakiś mecz?
- Chodzi o spotkania z Widzewem na wyjeździe i z Piastem u siebie. Mogłem wcześniej zrobić zmiany i nie byłoby nieszczęścia. W Łodzi Igor Lewczuk miał już kartkę i nie mógł interweniować, bo to groziło drugą i wyrzuceniem z boiska. Miałem już przygotowaną zmianę, ale nie mogliśmy przejąć piłki, a ja zawsze przeprowadzam zmianę, gdy my jesteśmy przy futbolówce. Poszła akcja i straciliśmy gola i punkt. Mogłem też wcześniej zmienić Herolda Goulona. Nie dostałby drugiego "żółtka" i zagrałby z Podbeskidziem.

- Liczy się pan z odejściami zawodników w przerwie zimowej.
- Nie i mówię całkiem poważnie. Oczywiście, nie można wykluczyć jakiejś kosmicznej oferty dla Goulona czy Michała Masłowskiego, lecz obaj deklarują pozostanie w Zawiszy przynajmniej do końca sezonu. Chociaż jak przyjdzie ktoś i położy miliony na stół i zaoferuje im czterokrotnie większe zarobki, to sam im powiem, że mają odejść. Goulon doskonale zdaje sobie sprawę, że dopiero wraca do futbolu. Musi solidnie przepracować okres przygotowawczy, by mieć siłę do gry nie na 70, a na 100 minut. Poza tym musi się też dokładnie wyleczyć, by nie mieć problemów z plecami, które go nękały jesienią. Z kolei Masłowski też zdaje sobie sprawę, że dopiero zaczyna grać na poziomie ekstraklasy i warto dobrą jesień podtrzymać w następnej rundzie.

- Ilu chciałby pan nowych ludzi w zespole i na jakich pozycjach?
- Przede wszystkim bym chciał, aby ta grupa funkcjonowała dalej tak samo, jak do tej pory. Żeby dalej pracowała z takim oddaniem i zapałem. Jest pan blisko zespołu i doskonale wie, że ciągle poszukujemy zawodnika z lewą nogą do gry na skrzydle. Przydałby się też napastnik. Jeśli uda się pozyskać jeszcze trzeciego piłkarza, chciałbym aby był to ofensywny piłkarz operujący w prawym sektorze boiska.

- Wiadomo, że najważniejszą pracę wykonacie podczas zgrupowania w Hiszpanii. Może pan zdradzić, jak będzie wyglądało?
- Będą po dwa treningi dziennie. Chcemy ćwiczyć o godz. 10.30 i 16. Dla części zawodników, którzy będą musieli spalić tkankę tłuszczową będą jeszcze półgodzinne zajęcia przed śniadaniem. Planuję, że rozegramy tam cztery sparingi. Z rywalami nie powinno być żadnego problemu, bo jak zapewnia Radosław Osuch w tym czasie będzie tam wiele zespołów z Rosji, Ukrainy czy Bałkanów, z którymi będzie można zagrać.

- Czego panu życzyć w Nowym Roku?
- W moim wieku to już tylko zdrowia (śmiech). Mówiąc poważnie - jest niezbędne. Jak człowieka nic nie boli jak rano wstaje, to od razu chce się życzyć i pracować. Jeśli będzie zdrowie, to z wszystkim innym sobie poradzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska