Rekin pod Bydgoszczą
Bardzo lubię swoje kulinarne wyjazdy. Jadę wtedy gdzieś przed siebie,
zwiedzam podbydgoskie okolice oglądając je z okien samochodu i mijam
rozliczne lokale gastronomiczne. Aż mnie tknie: tu będę jadła!
Tym sposobem wysiadłam w mroźny, słoneczny dzień przed piękną
drewnianą chatą, z dachem pokrytym trzciną, z ogródkiem pełnym śniegu i
wielkim parkingiem. Jeszcze dopowiem, iż chata stoi przy szosie gdańskiej, nie
tak daleko za Osielskiem.
Wewnątrz cieplutko, bo wielki kamienny kominek jest pełen ognia.
Wystrój lokalu jest utrzymany w stylu morsko - rybackim, bo są i sieci i ryby i
wielkie okno na cały niemal świat. Szkoda, że nie na morze pełne
wzburzonych fal...
Ale adrenalina rośnie przy czytaniu menu i fale morskie mogą
odpłynąć. Wojciech Kwaśniewski, szef tutejszej kuchni, poleca bowiem pyszności.
Studiuję kartę dań i oblizuję się lubieżnie marząc o tagliatelle z
łososiem, mięsem małży i szpinakiem oraz sosem serowym. A wszystkie zapieczone
pod pierzyną parmezanu. A ten filet z suma afrykańskiego duszony ze
szpinakiem w sosie śmietanowym też zapewne jest pyszny?
Ryb zresztą tu mnóstwo, począwszy od najprawdziwszej flądry, przez
atrakcyjnego miętusa, po halibuta, tuńczyka i egzotycznego rekina.
Ale jest także baranina z warzywami, kotlet schabowy z kostką i
skrzydełka pieczone. I carpaccio z kaczki, które muszę skosztować!
To cieniutkie, niemal przeźroczyste plasterki, surowej kaczki. Najpierw
kucharz zamarynował ją w przyprawach, a potem pokroił na szlachetne
blaszki. Doprawił octem balsamicznym, oliwą z oliwek, dodał świeżych żurawin,
filecików z mandarynek i posypał parmezanem. Prawdziwe bogactwo
smaków...
Należy mi się także zupa rybna, skoro tyle tu ryb w menu. Bardzo lubię
ryby, tylko bez ości. Zupa jest rewelacyjna... Pływają w niej lane
kluseczki, grube kawałki różnych ryb i maleńkie krewetki. Kluseczki sobie
daruję, ale krewetki na pewno nie! I łowię je z zapałem... Zupa jest lekka i
przyjazna, pachnąca plażą śródziemnomorską.
Na drugie danie spałaszowałam okonia morskiego w ziarnach słonecznika i
dyni. Było to pyszne przeżycie. To okoń cudnie chrupał mi w ustach, a ja
lubię dania chrupiące. Do tego miałam szaleństwo kiełków wszelakich,
majonezowy sos na zimno i warzywa z wody: marchewkę, brokuły i kalafior.
Przyszedł czas na podsumowanie czyli deser: fantazję lodową i kawę. W
pucharku piętrzą się banany i lody z sosem miętowym i waniliowym.
Delicje prawdziwe. A kawa espresso dopełnia smakowitej całości.
I na szezlong!
Bożenna Szymańska
[email protected]
Fot. Wojciech Wieszok