Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Założyli winnicę w sercu ziemi dobrzyńskiej. Sprawdzamy, jak to działa

Małgorzata Chojnicka
pixabay.com
Agnieszka Taraszkiewicz z Sebastianem Boguszem 7 lat temu założyli winnicę „Bona Terra” w Krzyżówkach w gm. Lipno. Niedawno zorganizowali tam dionizja.

Trudno sobie wyobrazić winnicę w centralnej Polsce. Brzmi tak samo egzotycznie, jak pole ryżowe. Jednak siedem lat temu Agnieszka Taraszkiewicz wraz z życiowym partnerem Sebastianem Boguszem przystąpili do realizacji swojego marzenia. Założyli w Krzyżówkach w gm. Lipno winnicę, którą nazwali „Bona Terra”, czyli dobra ziemia. Nazwa odnosi się nie tylko do samej gleby, ale też do odpowiedniej orientacji stoku wobec słońca i sąsiedztwa jeziora. Wszystkie te czynniki mają wpływ na efekt końcowy pracy, którym jest wino. Miejsce jest wręcz idealne do prowadzenia winnicy. Do tego doszła jeszcze odwaga i wiara w to, że marzenia się spełniają.

Pod opieką Dionizosa

I tak winnica stała się faktem, a każdy kolejny rok jest dla niej lepszy. Chyba upodobał ją sobie grecki bóg Dionizos, pod którego opieką winorośl pięknie rośnie, kwitnie i wydaje słodkie owoce. Nawet w ubiegłym roku uchronił ją przed przymrozkami, które wyrządziły tak dotkliwe straty w winnicach w południowych rejonach kraju.

Przeczytaj też: Ardanowski do sadowników: Zacznijcie budować własne przetwórstwo, macie we mnie sojusznika

- Wymarzyłam sobie tę winnicę - opowiada Agnieszka Taraszkiewicz. - Zamiast zostać nauczycielką zajęłam się uprawą winorośli. Wszystkiego musiałam nauczyć się od podstaw, ale widzę, że moja praca i poświęcenie przynoszą efekt. Ukończyłam Studium Praktycznego Winiarstwa Podkarpackiej Akademii Wina. W ubiegłym roku rozpoczęłam też współpracę z enologiem z Włoch, Stefano Parisi. On nauczył nas ręcznej selekcji owoców, do której podchodzi bardzo rygorystycznie. Wtedy przyszedł pierwszy sukces, bo nasze wino na Międzynarodowym Galicyjskim Konkursie Win zostało wysoko ocenione. Otrzymało aż 82 punkty na 90 możliwych. Ma bardzo dobre parametry i wybornie smakuje.

„Bona Terra” po raz pierwszy zaprosiła do siebie na dionizja. Była to impreza dla całych rodzin, utrzymana w swojskim klimacie. Najpierw czekała oczywiście praca przy zrywaniu, a sekatorów było pod dostatkiem. Były przejażdżki wozem, smaczne jadło serwowane przez Mirosławę Wilk, specjalistkę od kuchni dobrzyńskiej, a także wystawa zabytkowych samochodów. Nie zabrakło muzyki i tańców do późnej nocy. W międzyczasie można było zajrzeć do piwnicy, przyjrzeć się wyciskaniu owoców i skosztować wybornego wina w miejscu, w którym powstało.

Jak w Toskanii czy Burgundii

- Agnieszka jest naszą przyjaciółką i nas zaprosiła - mówi Wojciech Skoracki z Włocławka. - Jesteśmy z rodzin gospodarskich, ale dla nas taka praca to przyjemność. Przyjechaliśmy całą rodziną i jeszcze zabraliśmy kuzynkę. Można się tu poczuć jak we Włoszech. Dla nas to coś nowego, bo my mamy sad wiśniowy.

- Udział w winobraniu był moim pomysłem - opowiada Bożena Stark, nauczycielka z Lipna. - Namówiłam koleżankę i przyjechałyśmy razem z dziećmi. Po raz pierwszy miałyśmy okazję popracować w winnicy. Przy tak pięknej pogodzie to fantastyczna przygoda. Nawet podczas pobytu za granicą nigdy nie trafiłam na winobranie, a tu kilka kilometrów za Lipnem czekały na nas prawdziwe dionizja.

Sprawdź też: Rolniku, możesz wymienić piec z dotacją i mieć Czyste Powietrze

- Do winnicy zajechaliśmy spontanicznie po wino i zupełnie przypadkowo trafiliśmy na prawdziwą fiestę - dzieli się swoimi wrażeniami Lidia Nierychlewska, kierownik Warsztatu Terapii Zajęciowej TPD w Lipnie. - Cudownie mili właściciele od razu zaprosili nas na degustację, poczęstunek i atrakcje dla dzieci. Pogoda była fantastyczna i naprawdę cudownie spędziliśmy czas. Trudno przecież w naszych stronach spotkać prawdziwe winobranie. Wino po powrocie do domu jest degustowane wieczorami, ale jednak tam smakowało najlepiej. Z właścicielką umówiłam się już na zajęcia z naszymi uczestnikami. Będą mieli okazję zobaczyć, jak powstaje wino.

Liczy się każda para rąk do pracy

W winnicy wszystkie prace wykonuje się ręcznie, począwszy od przycinania winorośli poprzez plewienie chwastów aż po zrywanie owoców. Praca jest od wczesnej wiosny do późnej jesieni. W dodatku latem trzeba zakładać siatki ochronne przed ptakami oraz rozwieszać pułapki na osy. Tu liczy się każda para rąk do pracy.

Ten rok jest wyjątkowo udany dla polskich winiarzy, bo takiej pogody nie było ani we Włoszech, ani we Francji. Tak dobrych zbiorów jeszcze nie odnotowano. Może dawno, dawno temu w średniowieczu, kiedy na wiślanych brzegach pyszniły się winnice, były równie dobre zbiory, ale na pewno nie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat.

- Już w kwietniu wiedzieliśmy, że zapowiadają się wyjątkowo obfite zbiory - kontynuuje Agnieszka Taraszkiewicz. - Od ubiegłego roku wykonaliśmy kawał dobrej roboty, bo odkryliśmy, gdzie mamy braki i postanowiliśmy im zaradzić. Cały czas szukamy nowych rozwiązań i eksperymentujemy, bo taka jest filozofia naszego wina. Nie sprowadzamy się do komercji. W tej chwili mamy pięć różnych gatunków wina. W ubiegłym roku po raz pierwszy spróbowaliśmy zrobić wino musujące, frizzante. Nasze owoce pomimo, że są bardzo słodkie i tak mają dużą kwasowość. Dlatego idealnie nadają się na wina musujące. Postanowiliśmy to wykorzystać i się udało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Założyli winnicę w sercu ziemi dobrzyńskiej. Sprawdzamy, jak to działa - Gazeta Pomorska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska