Połyskujący złotem krzyż przypina się ludziom, "którzy swoją działalnością wnieśli wybitny wkład we współpracę międzynarodową oraz współpracę łączącą Rzeczpospolitą Polską z innymi państwami i narodami".
Pojawia się zatem pytanie, jaki wkład we współpracę ma portugalski ekonom z Biedronki. Bo jego zasługi dla Portugalii są oczywiste i nagrodzone Złotym Krzyżem przez prezydenta tego pięknego kraju. Pan Pedro zarządza Biedronką od 2000 roku, a więc był mózgiem firmy, w czasie gdy sieć w bezwzględny sposób doprowadziła na skraj finansowej przepaści dziesiątki polskich dostawców. To w czasie jego rządów Biedronka masowo naruszała prawa pracownicze. W pewnym momencie gęba "krwiożerczej Biedronki" tak bardzo przylgnęła do sieci, że ta musiała ocieplać wizerunek przy pomocy samego Lecha Wałęsy.
Biedronka rozlazła się po miasteczkach i osiedlach, zmiatając po drodze rodzimych detalistów (dziś obroty nad Wisłą to 67 proc. całej firmy). Doświadczenia z polskiego podboju wykorzystano w Kolumbii, gdzie w rolę owada z logo wcieliła się papuga. Może i nie ma o co drzeć szat, bo pan Pedro ma zostać wyróżniony Krzyżem ledwie piątej klasy, który kolejni prezydenci dystrybuowali w tysiącach. Wyższej rangi blaszki wywieźli z Polski m.in. Silvio Berlusconi (ten zasłużony dla bunga-bunga), Isłam Karimow (zasłużony w zwalczaniu demokracji) czy Borys Tarasiuk (zasłużony dla UPA).
W związku ze śmiercią Jana Kulczyka (odznaczonego w Belwederze w czerwcu) nadszedł czas, aby głośniej mówić o powinnościach wobec państwa tych, którzy są największymi beneficjentami polskiej transformacji. Tym bardziej, że bogaci (nie tylko w Polsce) stają się coraz bogatsi. A biedni - coraz bardziej pamiętliwi.