ZAWISZA BYDGOSZCZ - RAKÓW CZĘSTOCHOWO 1:1 (0:0)
Maciej Murawski
trener Zawiszy
- Spodziewałem się innego meczu, nie tak trudnego. Młody zespół z Częstochowy zmobilizował się na szczyty swoich możliwości. Rywale grali bardzo dobrze z kontry. Te kontry wynikały z gry "długą'' piłką. My nie potrafiliśmy wygrać tych piłek, dlatego rywale dochodzili do pozycji strzeleckich. Prowadząc 1:0 nie można po kilkudziesięciu sekundach stracić bramki. To mogło zdarzyć się Rakowowi, a nie mojej drużynie, która jest bardziej doświadczona. To kolejny mecz, w którym zgubiliśmy 2 punkty.
Bramki: Okińczyc (58 - karny) - Górecki (60).
ZAWISZA: Witan - Stefańczyk, Dąbrowski, Warczachowski, P. Cuper - Gladino (81 Szczepan) - P. Kanik (53 Ślifirczyk), Juszkiewicz, Okińczyc (67 Tarnowski), Maziarz - Wójcicki.
Sędziował: Artur Aluszyk (Szczecin). Mecz bez udziału publiczności. Żółte kartki: Stefańczyk, Ślifirczyk - Kos, Ogłaza.
Zawodnicy Zawiszy przystępując do meczu z Rakowem znali wynik z Chojnic. Wiedzieli, że jeśli wygrają, to będą wspólnie z Olimpią Grudziądz na fotelu lidera. Nie wykorzystali tej szansy, bo zaledwie zremisowali z drużyną spod Jasnej Góry. I trzeba sobie jasno powiedzieć, że był to ciężko wywalczony punkt.
Młodzież Rakowa pokazała się na stadionie przy ul. Gdańskiej z bardzo dobrej strony. Grała szybko, momentalnie przechodząc z obrony do ataku. Czyniła to prostymi środkami, posyłając długie piłki do przodu. Co pewien czas rakowianie "bombardowali'' Andrzeja Witana piekielnie silnymi strzałami. I tak po prawdzie, to bramkarzowi można zawdzięczać wywalczenie punktu.
Jedno z piłkarskich prawideł mówi, że jak nie można meczu wygrać, to należy go zremisować. I tak też było w sobotni wieczór. Warto więc cenić ten remis, a punkty liczyć dopiero w czerwcu - jak celnie zauważył Jerzy Brzęczek, trener częstochowian.
Optyczną przewagę mieli gospodarze, ale ataki przyjezdnych były o wiele groźniejsze. W pierwszej połowie po woleju Mateusza Zachary Witan instynktownie sparował piłkę na słupek. Minimalnie obok bramki strzelał Paweł Nocuń. W doliczonym czasie potężnym uderzeniem z około 40 m popisał się Paweł Kowalczyk. W pierwszej części meczu bydgoszczanie zaledwie raz zagrozili Rakowowi. W samej końcówce z rzutu wolnego pod poprzeczkę strzelał Cezary Stefańczyk, ale Mateusz Kos przeniósł piłkę na róg. Gospodarzom brakowało dokładności, by dojść do klarownych sytuacji bramkowych.
Gol dla Zawiszy padł w wyniku błędu Mateusza Góreckiego, który naciskany przez Łukasza Ślifirczyka, podał zbyt słabo do bramkarza. Bydgoski napastnik popędził na bramkę i został sfaulowany przez Kosa. Sędzia bez wahania wskazał na rzut karny. Jedenastkę na gola zamienił Wojciech Okińczyc. Bydgoszczanie jeszcze nie zdążyli się nacieszyć prowadzeniem, a już był remis. Z rzutu wolnego dośrodkował P. Kowalczyk, a piłkę głową do siatki strącił Górecki.
- To już kolejny raz gdy tracimy gola po stałym fragmencie gry - denerwował się Tomasz Warczachowski, stoper Zawiszy.
Częstochowianie do końca groźnie atakowali i nękali Witana strzałami z dystansu. Jednak ten miał dobry dzień i nie dał się ponownie pokonać. Warto nadmienić, że piłkarze Rakowa oddali aż 11 celnych strzałów, a zawiszanie zaledwie 5.
Więcej w poniedziałkowym wydaniu papierowym "Gazety Pomorskiej".