"Wędliny jak za Gierka" czy "Kiełbasa z PRL-u" sprzedają się znacznie lepiej niż te, których receptury narodziły się w IV RP.
Zakłady Mięsne MAT w Czerniewicach od niedawna produkują "Kiełbasę z PRL-u". - Chcieliśmy ją pakować w gazety, ale dziś normy sanitarne są inne niż w PRL-u, więc musieliśmy zrezygnować z tego pomysłu - żałuje Robert Langowski, dyrektor zakładu produkcyjnego w Świeciu ZM MAT. "Kiełbasa z PRL-u" pakowana jest w szary papier. To też ma się kojarzyć klientom z tamtymi czasami.
Szynka jak papier
- Kiedyś te kiełbasy rzeczywiście smakowały wyśmienicie, a dziś nawet najlepsza szynka smakuje jak papier - _mówi klientka marketu przy ul. Chodkiewicza w Bydgoszczy i pakuje do koszyka "Wędlinę jak za Gierka".
"Wędliny jak za Gierka" produkuje "Stół Polski" - duża, rodzinna firma z Mazowsza, której właściciele potrafili słuchać konsumentów. - _Podczas degustacji w sklepach klienci często powtarzali: kiedyś to były kiełbasy! - mówi Piotr Mamrowicz, prezes firmy. - Najlepiej wyrażali się o wędlinach z czasów Gierka, więc postanowiliśmy sięgnąć do receptur z tamtego okresu. "Wędliny jak za Gierka" sprzedają się bardzo dobrze.
Norma z wypełniaczem
W czasach, gdy pierwszym sekretarzem KC PZPR był Edward Gierek, w polskim przemyśle mięsnym obowiązywały zupełnie inne normy niż dzisiejsze, unijne. Wówczas nie było nawet takiej możliwości, by ze stu kilogramów mięsa wyprodukować 130-140 kg wędlin. Dziś jest to normą w przypadku produkcji wędlin wysokowydajnych.
- Rekordziści potrafią ze stu kilogramów zrobić nawet sto osiemdziesiąt! - usłyszeliśmy od jednego z szefów zakładów mięsnych w Kujawsko-Pomorskiem. - Kiedyś, za Gierka, do szynki dodawało się tylko trochę solanki, żeby poprawić kolor i smak. To były zdrowsze wyroby. Dziś szynkę szprycuje się wieloma wypełniaczami z dodatkiem preparatu, który udaje naturalny zapach i smak. Gdyby wszyscy powrócili do starych receptur, to wiele zakładów zbankrutowałoby już po miesiącu. To kosztowna produkcja.
Wybierają droższe
- Nie wszyscy chcą już jeść wędliny wysokowydajne - twierdzi Robert Langowski. - Niektórzy wolą kupić kilka plasterków, ale czegoś lepszego.
Wielu klientów nie odstrasza nawet wyższa cena takich wyrobów.
- Ze stu kilogramów mięsa otrzymujemy tylko osiemdziesiąt kilogramów "Kiełbasy z PRL-u", więc nie może ona kosztować tyle, ile wędlina wysokowydajna - tłumaczy dyrektor świeckiego zakładu.
- To dobry chwyt marketingowy, ciekawe kiedy zakłady mięsne wprowadzą sprzedaż kiełbasy na kartki - żartuje klientka bydgoskiego sklepu. Nie wie, że specjaliści od marketingu i o tym już myśleli.
