W lutym 2009 r. smarkacz wywołany do tablicy, zamiast odpowiadać na pytania wyzwał nauczyciela, kopał go i zakładał nogi na jego biurku. Rechotała prawie cała klasa skandując "wal go w ryj, w ryj go wal!" Zajście chuligani nagrali telefonem komórkowym i umieścili w internecie. Zafascynowani byli widocznie toruńskim skandalem sprzed 6 lat, kiedy uczniowie włożyli angliście na głowę kosz do śmieci.
Jestem starej daty i przepraszam za kolokwializmy, ale oglądając takie sceny zalewa mnie krew. Pamiętam jeszcze mojego nauczyciela matematyki, który podobnych chamów brał na stronę i zwyczajnie prał po pysku. Rękę miał ciężką, więc prawie nikt nie próbował powtarzać chuligańskich wybryków.
Czasy się zmieniły, tknięcie ucznia choćby palcem grozi kłopotami z władzami oświatowymi i wymiarem sprawiedliwości. Ale na szczęście jest i druga strona tego medalu - sądy. I kary więzienia w zawieszeniu. Szkoda tylko, że proces w Rykach toczył się za zamkniętymi drzwiami. Dlaczego?