Informacja o tym, że dobrze byłoby pobierać takie opłaty, padła podczas ubiegło-tygodniowych obrad Komisji Zdrowia Rady Miejskiej, w których uczestniczył Beśka.
- Przecież już kiedyś płaciło się za parkowanie aut pod szpitalem. Gdy wreszcie ktoś wyszedł naprzeciw ludziom, znów próbuje się obciążać ich dodatkowymi kosztami - dziwi się pan Zygmunt, którego spotkaliśmy na szpitalnym parkingu.
Do rozmowy włącza się inny mężczyzna. Też nie byłby zadowolony, gdyby trzeba było płacić za parking. Ale przypomina, że kilka lat temu, gdy opłaty były pobierane, pod szpitalem zawsze można było postawić auto. Obecnie znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem.
- Zrezygnowaliśmy z pobierania opłat parkingowych, bo budziło to wiele dyskusji. Ale osobiście nad tym ubolewam - twierdzi Ireneusz Beśka.
Główny specjalista szpitala nie zgadza się natomiast z zasadami, na jakich odbywał się dawniej pobór opłat. Prawdopodobnie chodzi mu o to, że zajmowała się tym firma prowadzona przez osobę spokrewnioną z byłą przewodniczącą Rady Powiatu Inowrocławskiego. A przecież organem założycielskim dla lecznicy jest właśnie powiat.
Dziś szacuje się, że parkingi dałyby lecznicy dodatkowo około 10 tys. zł miesięcznie. Myśli się nawet o "opodatkowaniu" miejsc na parkingach wewnętrznych, gdzie auta stawiają lekarze, pielęgniarki i inni pracownicy szpitala.
- Z dezaprobatą przyjmuję wiadomość o ewentualnym powrocie do pobierania opłat - mówi Agnieszka Szeliga, była radna powiatowa.
Przypomina, że w 2007 roku wnioskowała o zniesienie płatnych parkingów i proponowała, aby straty szpitala uregulować poprzez umorzenie lecznicy części podatku od nieruchomości. Inowrocławski ratusz nie przyjął tego pomysłu. - Może warto byłoby wrócić do mojej propozycji? - zastanawia się była radna.