Wisła jest bliska złota za sprawą dwóch zwycięstw, które odniosła w Artego Arenie z bydgoską drużyną. W środę o 18.00 podejmie bydgoszczanki we własnej hali i chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że będzie faworytem.
Krakowskie atuty
Podopieczne trenera Jose Hernandeza marzą o tym, by świętować ten sukces we własnej hali, przy wsparciu swoich kibiców. - Co może być lepszego, niż perspektywa świętowania mistrzostwa w otoczeniu naszych fanów? Ludzi, którzy nas wspierali przez cały sezon w naszej drodze do finału. Jesteśmy niesamowicie wdzięczne im za to wsparcie i damy z siebie wszystko, by wywalczyć to trzecie zwycięstwo w naszej hali - mówi DeNesha Stallworth, amerykańska podkoszowa Wisły.
W Krakowie sami nie wierzą w to, że udało się wygrać dwa razy w Bydgoszczy. Wisła, podobnie jak Artego, gra zaledwie w "7 ", do tego przegrała z bydgoską drużyną u siebie na zakończenie rundy zasadniczej. W Bydgoszczy zasłużenie jednak była lepsza w obu spotkaniach. Po prostu w kluczowych momentach pokazywała większe doświadczenie, nie drżały ręce zawodniczkom drugiego planu. Zmęczone agresywnym pressingiem i wysiłkiem, które włożyły w zatrzymanie rywalek na 72 i 52 punktach, bydgoszczanki popełniały za dużo błędów, a przy tym były bardzo nieskuteczne.
- Gra się tak jak rywal pozwala, a obrona Wisły, podobnie jak i nasza, była na najwyższym poziomie. Z tym, że krakowiaczki to koszykarki ograne w Eurolidze i WNBA, więc w kluczowych momentach były dokładniejsze i to przesądziło - tłumaczy trener Tomasz Herkt.
Analiza i odpoczynek
Dwie porażki na własnym terenie mocno podrażniły ambicje zawodniczek Artego. Biorąc pod uwagę, że w ubiegłym roku potrafiły wygrać pierwszy mecz finału w Krakowie, wygrały także wysoko w tym sezonie, zwycięstwo lub zwycięstwa w meczu nr 3 i ewentualnie 4 (czwartek, 18) nie są wcale niemożliwe.
- Zabrakło nam skuteczności, ale musimy przeanalizować nasze błędy, odpocząć i pokonać Wisłę na jej terenie. Nawet dwa razy i wrócić do Bydgoszczy na mecz numer pięć. Gra się przecież do trzech zwycięstw - zapewnia Martyna Koc.
Dlatego wiślaczki nie mogą poczuć się za pewnie. - Bez wątpienia ten trzeci mecz też będzie bardzo trudny - ostrzega Stallworth. - W Bydgoszczy też w obu spotkaniach musiałyśmy o te zwycięstwa walczyć do ostatnich sekund. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale to mnie nie zaskoczyło. Walka o mistrzostwo musi być jednak twarda.
Zobacz: Znasz gwarę naszego regionu? Rozwiąż quiz
Stallworth uważa, że największą siłą Wisły w play off jest duch drużyny i to, że nie bazuje na indywidualnych popisach, a na prawdziwie zespołowej koszykówce. - Najważniejsze jest to, że nikt w naszej ekipie nie gra egoistycznie. Nikt nie jest samolubny. To nam niesamowicie pomaga - podkreśla.
Złoto nie jest przegrane
Tego brakuje Artego. Ławka jest zbyt cicha, trochę samolubnie momentami, zwłaszcza gdy wkradają się nerwy, gra McBride, mało widoczne są Pawlak i Międzik, a nierówna Morris. W Krakowie to musi się zmienić, jeśli Artego marzy o pozostaniu w finale. Wygrana w meczu nr 3 miałaby też wielkie znaczenie mentalne, podłamałaby wiślaczki. Warto dać z siebie 100 procent z VAT - jak żartował Tomasz Herkt - a nawet więcej. Chwała i tak będzie, bo powtórzenie wicemistrzostwa to byłby wielki sukces klubu. Ale złoto nie zostało przegrane. Dziewczyny muszą w to uwierzyć.
Transmisję ze spotkania Artego w Krakowie przeprowadzą TVP Sport (18.00) oraz Radio PiK.
Brąz dla Ślęzy
Brązowymi medalistkami TBLK zostały koszykarki Ślęzy Wrocław. W meczu nr 2 pokonały w Polkowicach MKS 64:59 i wygrały serię (do 2 wygranych) 2-0. Najwięcej punktów - MKS: Skobel 16, Greener 14, Michael 11; Ślęza: Kastanek 20, Kaczmarczyk 10, Zoll 10.