Mieliśmy kiedyś w liceum koleżankę. Całkiem sympatyczna dziewczyna, nie powiem. Ale wiadomo jak to z koleżankami z liceum. Lata mijają, dziewczyny wychodzą za mąż, zmieniają nazwiska i trop się po nich urywa. No więc urwała się ta Jola (imię przez dobre wychowanie zmieniłem), ale po latach spotkał ją przez przypadek inny kolega z klasy. Okazało się, że Jola życie miała dość burzliwe i los jej nie oszczędzał. Ale nie ma przecież trwalszych przyjaźni niż te z szkoły i akademika, więc umówili się na nostalgiczne spotkanie po latach. Kolega zaopatrzył się w niebanalny trunek i umówionego dnia wraz z żoną wyruszył na spotkanie. W drodze wyszukiwał w pamięci najbardziej pikantne epizody z licealnego życia z Jolą. Nic dziwnego, że nogi się pod nim ugięły, kiedy okazało się, że w domu Joli zebrało się już kilka małżeństw, a w centralnym miejscu salonu stał mikser (albo inne ustrojstwo, już nie pamiętam), które Jola zamierzała gościom zaprezentować i sprzedać.
No i skończyła się stara przyjaźń, prysły pikantne wspomnienia z ogólniaka. Przypomina mi się ta historia, kiedy czytam o pan wiceministrze M. Jeśli potwierdzą się zarzuty przeciwko niemu, niech go zapakują w polską rakietę Bigos 4 i wyślą na ciemną stronę Księżyca (po jasnej urzęduje Pan Twardowski).
Jedna rzecz w całej tej sprawie daje mi spokoju – dlaczego niby pan M. miałby lecieć w pojedynkę? No niby człowiek zaufania publicznego, więc się nie godzi. To prawda. Ale co z tymi wszystkimi kanciarzami, którzy naciągają dziś bezkarnie ludzi na uzdrawiające preparaty, garnki wzmacniające potencję i odmładzające koce? Byłem kiedyś na jednym takim pokazie. Facet w transie plótł jak potłuczony, że super koc z wełny jakiegoś kosmicznego jednorożca w potężnym stopniu (tu machnął plikiem papierów jako dowód) zapobiega zawałowi serca.
Więc jeśli śpisz dotąd pod puchową pierzyną, wymknąłeś się dosłownie śmierci spod kosy, podobnie jak wszyscy twoi przodkowie. To jak? Ściema na co dzień to taki rodzaj wolności gospodarczej, która – gdy wstąpi na salon – nazywa się hańbą? Popracujmy nad tym Bigosem, żeby mógł kursować na Księżyc ze dwa razy dziennie.
