Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoskie schronisko wypożycza "samołapki" na bezdomne koty

Maciej Myga
Bydgoskie schronisko wypożycza "samołapki" na bezdomne koty, ale nie sprawdza, co się ze zwierzętami później dzieje.
Bydgoskie schronisko wypożycza "samołapki" na bezdomne koty, ale nie sprawdza, co się ze zwierzętami później dzieje.
Bydgoskie schronisko wypożycza "samołapki" na bezdomne koty, ale nie sprawdza, co się ze zwierzętami później dzieje. Doszło do patologii.

Jeden z mieszkańców bydgoskiej Smukały przygarnął w Śródmieściu bezdomnego kocura - dachowca. - Sporo cierpliwości mnie kosztowało, żeby przestał bać się ludzi, ale w końcu mi zaufał - mówi pan Piotr (nazwisko do wiadomości redakcji). - Nauczył się nawet aportować, co u kotów jest zdaje się dość osobliwą sztuką.

Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz

Kilka tygodni temu kot bydgoszczanina zaginął. Poszukiwania nie dały rezultatu, ale przypadek zaważył o dalszej części tej historii. Pan Piotr pojechał załatwić ważną sprawę do firmy znajdującej się na tym samym osiedlu. - Zauważyłem, że stoi tam tak zwana samołapka. Zapytałem po co jest sąsiadowi potrzebna. Powiedział, że wypożyczyło mu ją schronisko na bezdomne koty, które obsikują mu posesję - opowiada nasz rozmówca. - Zaczęło mi coś świtać. Być może sąsiad złapał także mojego kota.
Bezdomne zwierzęta, zgodnie z przyjętym uchwałą Rady Miasta programem opieki, mogą być odławiane przy pomocy specjalistycznego sprzętu (czyli "samołapek"). Później muszą trafić do schroniska dla zwierząt, gdzie przechodzą dwutygodniową kwarantannę. Jeśli nie zgłosi się po nie właściciel, są kastrowane lub sterylizowane, a później wypuszczane - w miejscu, gdzie zostały odłowione. Dzikie koty powinny mieć dodatkowo nacięte delikatnie ucho.

Jednak właściciel firmy, który wypożyczył klatkę twierdzi inaczej. Z jego relacji wynika, że tylko jednego kota odwiózł do schroniska w celu sterylizacji. Twierdzi, że na miejscu to właśnie pracownik bydgoskiej ochronki poradził mu, żeby wywoził koty za rzekę - do lasu w Opławcu - skąd nie wrócą. Podobno w ten sposób obszedł się z przynajmniej kilkunastoma kotami, lisem oraz jeżem. Jako że koty są zwierzętami terytorialnymi, mógł niektóre z nich skazać na pewną śmierć.

Przeprowadziliśmy dwie prowokacje, które nie potwierdziły złej woli pracowników schroniska. Za każdym razem słyszeliśmy, że koty muszą zostać wysterylizowane w schronisku, a dopiero później wypuszczone. To jednak nie zmienia faktu, że schronisko ma niewielki wpływ na to, co się z kotami dzieje, bo jeden z pracowników przyznał, że nie ma możliwości weryfikacji, czy osoba, która odebrała klatkę faktycznie ma dobre intencje.

Izabella Szolginia, dyrektor schroniska dla zwierząt, jest oburzona informacją dotyczącą wyłapywania kotów przez firmę ze Smukały. Zapewnia redakcję, że wpisze ją na "czarną listę" i przeprowadzi rozmowę z jej właścicielem. Dodaje jednak, że placówka nie ma możliwości sprawdzania wszystkich osób, którym wypożycza samołapki. Schronisko ma dwóch inspektorów, którzy działają doraźnie. Być może trzeba będzie teraz kontrolować wszystkich lub zmienić dotychczasowe przepisy.

Bohater artykułu - pan Piotr - kilka dni temu odnalazł swojego kota w Opławcu. Kot nie był wysterylizowany i nie miał nacięcia na uchu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska