Saszetkę z 10 gramami suszu, który według producenta miał być "środkiem pochłaniającym wilgoć", pocztą zamówił młody chłopak z centrum Grudziądza. Na szczęście, nie odebrał koperty z trucizną. Woreczek z "Mocarzem", w wyniku rutynowej kontroli, zabezpieczyli pod koniec ubiegłego tygodnia funkcjonariusze referatu dozoru z grudziądzkiej sekcji Urzędu Celnego w Toruniu.
To tylko jedna z wielu przesyłek, którą od początku wakacji celnicy namierzyli w jednym z osiedlowych oddziałów poczty. Odbiorcami są zwykle młodzi ludzie, najczęściej ze Starówki.
Przeczytaj również: a href="http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20150423/GRUDZIADZ01/150429711">Grudziądzanin zamówił kolosalną ilość "środków czyszczących". Dopalacze zatrzymali celnicy [wideo]
Pobudzeni i wulgarni
O tym, że dopalacze wciąż są ogromną pokusą dla młodych, doskonale wiedzą lekarze. Do szpitala niemal codziennie trafiają zatruci środkami psychoaktywnymi. Zarówno dorośli jak i dzieci! - Średnio na jednym dyżurze mamy trzy, cztery osoby po zażyciu dopalaczy - stanowczo twierdzi Andrzej Witkowski, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
Jak się zachowują? - Są bardzo pobudzeni. Mają wręcz nadludzką siłę - wyjaśnia lekarz z SOR-u, Agnieszka Racka. - Często okaleczają się, krzyczą, uderzają głową w łóżko, wyrywają wkłute igły.
Jak podkreślają medycy, do "poskromienia" pacjenta po dopalaczach potrzeba czasem siedmiu ludzi! Dlatego nie rzadko załogę ratowników medycznych wspierają policjanci.
Zwykle na grudziądzki SOR po zatruciu dopalaczami trafiają 20- i 30-latowie. - Zdecydowana większość to mężczyźni - zaznacza Agnieszka Racka.
Czasami wystarczy interwencja lekarzy na poziomie SOR-u, ale zdarza się, że pacjenci trafiają na intensywną terapię czy toksykologię do Gdańska.
Niczego się nie nauczyli
Coraz częściej pomocy wymagają młodsi - nastoletni pacjenci, którzy również nie stronią od dopalaczy. - W wakacje jest ich zdecydowanie więcej - podkreśla Irena Nowak, ordynator oddziału dziecięco- młodzieżowego.
Najczęściej to 15-, 16- i 17-latkowie. Ale zdarzają też nawet 12 i 13-latkowie. - Są agresywni, nic nie pamiętają - tłumaczy Irena Nowak. - Trafiają do nas bez opiekunów, ponieważ są znajdowani na ulicy czy w parku.
Najgorsze, że dla niewielu dzieci i dorosłych, którzy zatruli się dopalaczami wizyta w szpitalu jest przestrogą.
Ordynatorzy obu SOR-ów zauważają, że pacjenci zwykle do nich wracają. - Niedawno wypisaliśmy chłopca o godz. 13, a dwie godziny później znowu był na oddziale... - mówi Irena Nowak.
Czytaj e-wydanie »