Ten dzień znam tylko z opowieści. I to z niewielu. Jakoś nikt w mojej rodzinie nie kultywował pamięci o 13 grudnia 1981 roku. Ale wiem, że internowano tysiące osób, wiem, że zabito i zraniono kilkudziesięciu pracowników kopalń. Wiem też, że odcięto Polaków od łączności telefonicznej, od telewizji, radia, zamknięto lotniska, wprowadzono godzinę policyjną, zakazano zgromadzeń i manifestacji, a na ulicach pojawiły się czołgi.
Przeczytaj także:Trzynastego grudnia zabito nadzieję...
Szczerze mówiąc trudno mi to wszystko sobie wyobrazić. Ale próbuję. Próbuję też przełożyć tę sytuację na obecne realia. Po pierwsze, wprowadzenie stanu wojennego było przygotowywane długo i utrzymywane w tajemnicy przez kilkanaście miesięcy.
Dziś to by nie przeszło. Dlaczego? Bo jest internet.
Informacje docierają z prędkością światła, a utrzymanie czegoś w tajemnicy graniczy z cudem.
Po drugie zmienił się nam stosunek do władzy. Po tym wszystkim co działo się w Polsce przez lata, szacunek i posłuch już nie mają racji bytu.
Ponadto jesteśmy mocno przekonani o wolności i za bardzo ją cenimy, żeby przystać na jej odebranie. No i wmawianie nam, że to wszystko dla naszego dobra też by się nie sprawdziło, bo zaufania do władzy nie mamy za grosz.
Nie wyjechałyby też czołgi, na godzinę policyjną nie byłoby szans. W dobie prywatnych mediów również nie ma możliwości odcięcia nas od źródeł informacji. Stan wojenny dzisiaj potrwałby może kilka godzin, a może kilka minut, ale na pewno nie półtora roku. Czy to jest nasze zwycięstwo?
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »