Okazuje się, że prezydent Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz jest nie tylko wielkim budowniczym akwarium na Starym Rynku, ale jeszcze większym finansistą. Wymyślił otóż sobie nowe prawo, wedle którego 75 procent wpływów podatkowych powinno trafiać do gmin, w których się pracuje, a tylko 25 procent do tych, w których się mieszka (do tej pory jedna trzecia podatku PIT trafiała do gmin, w których mieszka podatnik).
Jak tłumaczy Dombrowicz tę horrendalną bzdurę? Ano tak, że w podmiejskich wsiach mieszkają bogacze, którzy - pracując w Bydgoszczy - garściami czerpią z jej dobrodziejstw. Niszczą np. jezdnie, łażą do teatrów i muzeów, dzieci posyłają do szkół, śmiecą i oddychają miejskim powietrzem.
Wójtowie podbydgoskich gmin zapowiadają, na razie żartem, że opodatkują kilkanaście tysięcy mieszczuchów - działkowców korzystających z uroków podbydgoskich wsi. Bo zatruwają powietrze, parkują byle gdzie, też śmiecą, kąpią się w Zalewie Koronowskim, niszczą drogi gminne i budują ujęcia wody... Prezydent Dombrowicz zapomniał też o pewnym drobiazgu: kilkanaście tysięcy bydgoszczan pracuje w innych miastach regionu i kraju. A więc - powodzenia.
Absurd dombrowiczowskiego pomysłu jest iście gombrowiczowski.
Cóż, trzecia kadencja za pasem.