- Mam dużo zgłoszeń od kolegów, niektórym – mimo zabezpieczeń cegłami i kamieniami - wichura poprzewracała 20 – 30 uli – mówi Janusz Lambarski, prezes Regionalnego Związku Pszczelarzy Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej we Włocławku. - Teraz dokładne straty są trudne do przewidzenia. Jeśli nawet pszczoły żyły, gdy zostały z powrotem włożone do ula, to nie ma gwarancji, że wiosną będzie z nich pożytek. Wystarczy, żeby w trakcie upadku ula, uszkodzona została matka i to znacznie osłabi rodzinę. Wszystko okaże się później, gdy się ociepli, bo dopiero wtedy będzie można zrobić szczegółowy przegląd rodzin.
Nie każdy pszczelarz uzyska odszkodowanie za straty z powodu wichur.
- Mamy ubezpieczenia grupowe, ale one są od użądleń. Na odszkodowanie za straty wywołane wiatrem mogą liczyć tylko ubezpieczeni rolnicy, którzy zajmują się też pszczołami. Chyba, że któryś z pszczelarzy, nie będący rolnikiem, jest osobno ubezpieczony od takich strat – wyjaśnia Janusz Lambarski.
Jak radzić sobie z wiatrem w pasiece?
- Każdy teren ma swoje wymagania. Czasem mocno dociążony ul i tak się przewróci, bo teren pod nim stanie się za grząski – odpowiada Lambarski.
Coraz popularniejsze wśród pszczelarzy robią się ule z poliuretanu. Czy nie są za lekkie na takie podmuchy wiatru?
- Dla mnie zawsze ul drewniany będzie lepszy i to nie ze względu na większy ciężar – odpowiada Lambarski. - Z poliuretanem trzeba umieć pracować, żeby zimą pszczoły nie utopiły się w wilgoci. Pszczoły jej nie znoszą. Poza głodem, zimą wilgoć jest największym wrogiem pszczół. W ulach z plastiku są na nią bardziej narażone niż w drewnianych.
Co ciekawe, mróz nie jest pszczołom straszny.
U Sławomira Wnuka z Lniana w powiecie świeckim wichura przewróciła cały rząd uli.
- Daszki spadły, ramki wysunęły się, pszczoły częściowo znalazły się na mrozie, ale przeżyły. Kiedyś jeden pszczelarz opowiadał, że jego pszczoły przez całą zimę oglądały śnieg, bo przegniło dno ula i powstała w nim dużą dziura. Okazało się, że wiosną ta rodzina była w bardzo dobrej formie – opowiada Sławomir Wnuk.
