ENERGA TORUŃ - WISŁA CAN PACK KRAKÓW 64:87 (13:21, 13:27, 17:24, 21:15)
ENERGA: Ajavon 14 (1), Macaulay 14 (1), 6 zb., Szczechowiak 13 (2), 10 zb., Skorek 6, Idczak 4 oraz Misiek 10 (2), Kelley 3, 7 zb., Walich 0.
WISŁA CAN PACK: Turner 26 (3), Peters 26, 9 zb., Żurowska-Cegielska 11, Ouvina 3 (1), 7 as., Ziętara 3 (1) oraz Zohnova 6 (2), Szott-Hejmej 6, Nicholls 4, Puter 2.
„Katarzynki” rozpoczęły ambitnie, przez pierwsze 5 minut imponowały zaangażowaniem i agresją w obronie, szybko przechodziły do ataków. Kłopot w tym, że pudłowały mnóstwo rzutów (tylko 10 pkt po szybkim ataku, skuteczność z gry 29 proc.). Bardzo źle grały w ofensywie Polki: Weronika Idczak - 1/13, Magda Skorek - 1/6 z gry. Z powodu uderzenia w twarz nie mogła kontynuować gry Joanna Walich.
To nie mogło się udać i Wisła z łatwością zbudowała przewagę już w inauguracyjnej kwarcie. W pierwszej połowie szalała filigranowa Yvonne Turner (17 pkt), po przerwie za to 20 pkt zdobyła podkoszowa Devereaux Peters. Wisła miała skuteczność z gry aż 59 proc.
W 2. połowie trwała już tylko walka o przekroczenie granicy 50 punktów i uniknięcie najwyżej porażki w sezonie. Gospodynie przegrywały w pewnym momencie różnicą 33 punktów, ale udany finisz pozwolił im przegrać honorowo.
Jakieś dobre wieści? Odblokowanie Charity Szczechowiak, która wyszła w piątce na pozycji środkowej i naprawdę niezła gra na deskach (42:36). Poza tym widać, że dla Omanicia na razie ważne są pojedyncze udane akcje w ataku i defensywie.
Elmedin Omanić, trener Energi Toruń
Jose Hernandez - trener Wisły Kraków