To, co wypisują o usługach tej firmy woła o pomstę do nieba i Marksa z Engelsem (ale bez Lenina!). Klienci opisują tam nieprawdopodobne numery banków. Ostatnio do wielu z nich Bank BPH (po fuzji z Pekao SA) rozesłał pisma, że wprowadza zmiany "Taryf Opłat i Prowizji". Niejaki Grzegorz Jurczyk, wiceprezes zarządu (Pion Bankowości Detalicznej) informuje, że opłata za "monit listowy nieterminowej spłaty" wynosi 16 zł. Opłata za monit telefoniczny - 28 zł, zaś wizyta windykatora to tylko 66 zł.
Zapewne niejaki Jurczyk zostanie wkrótce prezesem zarządu, bo zyski, które przyniesie firmie nowa taryfa będą bajeczne. Znaczek pocztowy kosztuje 1,55 zł, wypisanie nazwiska klienta na standardowym druku - powiedzmy, że złotówkę. Koszty prądu, wody (np. w toalecie), klimatyzacji i kawy - niech będzie, że 3 zł. Czy cudowne rozmnożenie pięciu złotych w 16 nie jest majstersztykiem? Jeszcze lepiej rzecz się ma z monitem telefonicznym: z jednej złotówki zrobić 28 to już mistrzostwo świata! Rzecz jasna, jeśli bank zadzwoni do klienta kilka razy (bo dlaczego nie?) zyski będą fantastyczne.
Jest więc jak w dowcipie. Oto do BPH przychodzi klient po wypłatę pieniędzy.
Kasjer pyta:
- A musi pan wypłacać gotówkę?
- Tak, muszę zapłacić mechanikowi.
- To może przelewem?
- Ale chcę też zjeść obiad w restauracji.
- Nooo, kochany, tam może pan zapłacić naszą kartą kredytową...
- Panie, ja chcę moje pieniądze! Nie chcę żadnych kart, promocji i przelewów! No, dobra, a jak na przykład będę chciał iść na dziewczynki - to co?!
Kasjer wskazuje salę pełną młodych pracownic:
- Wybierz pan sobie którąś. Potrącimy z rachunku.
