Ale premier zniknął. Ostatnio widziano go na meczu Lechii Gdańsk, lecz nie skomentował nawet wyniku, nie mówiąc o takich drobiazgach, jak kryzys gospodarczy, trzęsienie strefy euro czy skandalicznie rosnące ceny paliw - czyli wszystkiego.
Graś, osobiste złote usta Tuska, broni szefa: on ciężko haruje konstruując rząd, ma "bardzo wielkie mnóstwo" spotkań związanych z gospodarką, a nawet pisze expose! (Oby tylko nie w stylu Castro, jak cztery lata temu). No, to kamień spadł mi z serca: Polska ma nadal premiera. A to, że nie ma nam nic do powiedzenia, to zupełnie inna sprawa. Ostatecznie widzieliśmy go, jak pracuje, w niedzielnym kabarecie Roberta Górskiego: nawet nie haratnął w gałę, tylko przyjął łódzkie prząśniczki.
Czytaj też:
"Prezydent nie jest od żyrandola...", czyli wyzwania stojące przed rządem
Myślę więc sobie, że premier Tusk nadal wierzy, iż mieszka na zielonej wyspie wolnej od galopujących cen, strachu przed bezrobociem i ostro malejącymi płacami. Tak między Bogiem a prawdą nawet szef rządu nie jest potrzebny do szczęścia przeciętnemu obywatelowi. Ale warto od czasu do czasu dowiedzieć się, czy leci z nami pilot, jaki samolot ma kurs, czy wystarczy paliwa lub na paliwo i czy ma jakiś plan na wypadek awaryjnego lądowania.
Bo na razie polskim orłem okazał się tylko kpt. Wrona.