https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gorąco o szpitalu

Maria Eichler
Fot. Aleksander Knitter
Mimo że sala świeciła pustkami, konferencja o przekształceniu chojnickiego szpitala pokazała, że kontrowersji nie brak.

I że trzeba rozmawiać. Organizatorzy - Fundacja Inicjatyw Obywatelskich im. Marcina Fuhrmanna - nie kryli zawodu, że nie przyjechali bardzo oczekiwani goście - wicemarszałek Sejmiku Leszek Czarnobaj czy poseł Jarosław Katulski. - Każdy ma jakąś wymówkę - ubolewał Mariusz Brunka z FIO im. Marcina Fuhrmanna. - Szkoda.

Ale nie było też dyrektora szpitala Leszka Bonny, nie pokazał się szef rady społecznej szpitala Marek Szczepański, radnych powiatowych można było policzyć na palcach jednej ręki, a to przecież oni będą podejmowali decyzję o przekształceniu lecznicy. Mało tego - do domu kultury nie pofatygowali się w większej liczbie lekarze, pielęgniarki, pracownicy szpitala. A i mieszkańców, potencjalnych pacjentów było niewielu.

Mimo to atmosfera w domu kultury była gorąca.

Czyj jest stół operacyjny

- Nie jesteśmy fachowcami, możemy zadawać nawet naiwne pytania - wprowadził Mariusz Brunka. - Ale są kompetentni ludzie, którzy rozjaśnią nam wszystko.

Jednym z nich był Andrzej Sokołowski z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Niepublicznych, który przygotował prezentację o tym, jak to jest ze szpitalami na świecie i spointował, że najlepiej jest wtedy, gdy proporcje są 50:50 - połowa publicznych i połowa prywatnych.

- Udało się wszędzie, dlaczego nie nas? - pytał. - Byłem, widziałem na własne oczy. U nas opowiada się bzdury, że pracownikom będzie gorzej, że ze szpitali zrobi się hotele, jak nie będą przynosić zysków, a wypowiadają się pseudofachowcy, którzy wiedzę czerpią z tego, że mają kuzyna pracującego w szpitalu albo sami tam leżeli...

Sokołowski przekonywał, że komercjalizacja pozwala szpitalom na sprawniejsze i efektywniejsze funkcjonowanie, ale dodawał, że problem nie leży we własności stołu operacyjnego, ale w systemie ubezpieczeń społecznych.

Starosta Stanisław Skaja zapewniał, że komercjalizacja niesie ze sobą tylko zmiany organizacyjne - właścicielem będzie powiat, nie ma żadnego zagrożenia, że będzie się po przekształceniu działo coś złego. - Ale najpierw konsultacje - mówił starosta. - I tak w tym roku tego nie zrobimy. Trochę zaufania by się przydało.

Głos związkowców

I to była jedna strona medalu. O innej mówili związkowcy. Halina Pioterek z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych stwierdziła krótko, że bez dodatkowych pieniędzy na ochronę zdrowia cała ta komercjalizacja skończy się fiaskiem.

- My nie wiemy, dlaczego wszystkie szpitale mają być skomercjalizowane - wywodziła Pioterek. - Nie wiemy, czy pacjent, który nie będzie miał dodatkowego ubezpieczenia, będzie traktowany tak samo, jak inni. A wyobrażacie sobie naszych emerytów, jak się ustawiają po dodatkowe ubezpieczenia?

Andrzej Gackowski zabrał głos w imieniu załogi szpitala w Chojnicach. Przypomniał, że związki zawodowe zaskarżyły uchwałę intencyjną Rady Powiatu o upoważnieniu zarządu do przygotowania procesu przekształcenia, bo nie było w tej kwestii konsultacji ze związkowcami. Nadal nie ma odpowiedzi wojewody, czy uchwała będzie uchylona.

- Na razie nasze stanowisko jest negatywne - mówił Gackowski. - Bo brakuje informacji o pakiecie socjalnym, wiedzy o charakterze zmian i ich ewentualnych negatywnych skutkach dla procesu diagnostyczno-leczniczego. Ale nie wykluczamy, że zmienimy zdanie.

Po co to wszystko?

A potem zaczęła się dyskusja.

Edward Klunder domagał się odpowiedzi na pytanie, dlaczego koniecznie przekształcać szpital w spółkę, czy nie lepiej tak zmienić prawo, by dać lecznicom możliwości zarabiania na usługach.

- Robiłem zdjęcie zęba w szpitalu - wyznał Klunder. - I płaciłem. Dlaczego mamy szpital komercjalizować, skoro nic się nie zmieni.

- To jest oszustwo, że kazali panu płacić - replikował Sokołowski. - Jak jest pan ubezpieczony, to płacenia nie ma.

- Będzie kręcenie lodów - emocjonował się Klunder. - O to tylko chodzi. Dlatego nie czeka się na ustawy i chce się to zrobić bardzo szybko.

Małgorzata Jóźwiak, pielęgniarka ze Słupska zwierzyła się, że żaden z panów nie przekonał jej do tego, żeby jej szpital w to wszedł.

- Bo nie słyszę, że mój pacjent na pewno będzie bezpieczny, że nie będę pracować 300 godzin - mówiła. - A bulwersujące jest dla mnie to, że dr Sokołowski przedstawia sprawę w ten sposób, iż po przekształceniu szpitali będą nas pytali najpierw, jakie mamy ubezpieczenie, a dopiero potem, co nam dolega.

Łagodził Mariusz Brunka: - Dopuszczenie podmiotów prywatnych nie jest samo w sobie czymś złym. Jeśli wszystkie procedury zostaną opisane w języku prawa, to nie będzie źle. Prywatyzacja źle się kojarzy, boimy się już samego słowa, podejrzewając, że ktoś ma niecny plan, że chce kręcić lody. Musimy prywatyzację odczarować. I to nie może być straszak.

Tadeusz Majka pytał, jak w pół roku ma się zmienić wszystko, czy będzie to za pomocą czarodziejskiej różdżki?

A Edward Meyer przypominał, że nadal główny problem to brak środków na ochronę zdrowia. I pytał, dlaczego restrukturyzować wszystkie szpitale, kto się pytał o to obywateli i czy wytłumaczono społeczeństwu, co z tego wynika.

Ignacy Guenther nawoływał, żeby najpierw uzgodnić, co ile będzie kosztowało i czy zwykłego Kowalskiego w ogóle do szpitala przyjmą.

- Bo mnie lekarz powiedział, że jak ja mam 670 zł miesięcznie, to mnie na leczenie nie stać - opowiadał. - Więc najbardziej z tej reformy ucieszą się księża i grabarze. Bo będziemy wąchać kwiatki od spodu.

Podsumował Brunka: - Lękamy się kosztów zmian, ryzyka. Wyobrażamy sobie, że ludzie będą umierać pod szpitalami, w których nie będzie ich stać na leczenie. Ale przecież nie możemy zakładać, że ta władza straciła do reszty zdrowy rozsądek. Zostałaby wnet zmieciona. Medycyna to też ekonomia. Mamy różne spojrzenia, ale trzeba szukać consensusu.

Brawo dla Fundacji im. Marcina Fuhrmanna za próbę zrozumienia sensu reformy, która trwa w Polsce. Czerwona kartka dla nieobecnych vipów z Platformy, którzy pilotując ten proces, nie przyszli na spotkanie. Szkoda też, że mieszkańcy odżegnują się od tego, by brać sprawy we własne ręce i choćby podyskutować.

Komentarze 4

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

j
jeszcze zdrowy
Ani dobrze nie jest ani lepiej nie będzie niestety
p
pacjent-niezadowolony
A tak, jak jest do tej pory, to może jest dobrze?
~czytelnik~
Zawsze tak jest, niestety...
~gość~
Przeżyłam dwie prywatyzację i powiem tak: zawsze traci załoga.Ilość ludzi do pracy jest z minimalizowana do maximum, oszczędności płacowe , pakiet socjalny najlepiej jakby nie istniał,w razie choroby nie ma rąk do pracy,ogromna ilość ludzi zwolniona z pracy a płaca mimo ,że przed prywatyzacją była dość wysoka ,to po prywatyzacji niestety mimo obietnic tylko na pozycji gwarantowanej przez państwo,czyli najniższa krajowa.Tak to wyglądało .I jakby nie patrzeć cała prywatyzacja też tyczyła się służby zdrowia. Na tym ucierpieli przede wszystkim pacjenci i personel.Sytuacja była tylko dogodna dla lekarzy.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska