Anwil Włocławek - Arka Gdynia 80:84 (15:18, 14:24, 17:24, 34:18)
ANWIL: Sobin 10, Zyskowski 10, Almeida 8 (1), Łączyński 6 (2), 8 as., Simon 0 oraz Michalak 16 (1), Szewczyk 11 (1), Lichodiej 8, Broussard 6, Marković 5.
ARKA: Ginyard 26 (1), 9 zb., Florence 22 (4), 8 as., Dulkys 20 (3), Garbacz 15 (4), Łapeta 1 oraz Ponitka 0, Wołoszyn 0, Kamiński 0, Wyka 0.
Arka zagrała bez Krzysztofa Szubargi, Roberta Upshawa, Filipa Dylewicza, przede wszystkim bez swojego asa Josha Bostica, ale lepiej zaczęła. Solidnie broniła, w ataku zaskakiwał Marcus Ginyard (6:11 w 4. minucie). Anwil miał problemy w ofensywie, w 1. kwarcie skuteczność z gry 35 proc, z dystansu 0/4. Było wiadomo, że z osłabioną Arką łatwo nie będzie.
W 2. kwarcie rywale jeszcze mocniej popracowali w defensywie i odjechali na 15:25. Nie działały nawet akcje z Josipem Sobinem, który miał kłopoty z przerzuceniem Adama Łapety. A gdy włączył się do gry James Florence, to przewaga Arki urosła do 17 punktów (25:42). 29 pkt i 12/38 z gry - to smutny dorobek mistrzów Polski, gdynianie byli lepsi także w zbiórkach (23:20).
Po przerwie Anwil zaczął z nieco większą energią, zmniejszył straty do 8 punktów, ale błyskawicznie dwiema "trójkami" Jakub Garbacz. Po kolejnej stracie i kontrze Arka zbudowała aż 19 punktów przewagi. Włocławianie byli kompletnie bezradni. Słabo tym razem grał Almeida, zupełnie niewidoczny był Chase Simon. Pod koniec 3. kwarty Anwil spróbował swojej firmowej strefy 1-3-1, ale nawet to nie wychodziło i przewaga rywali przekroczyła 20 punktów.
Sprawa wydawała się beznadziejna, ale ostatnią kwartę dwiema "trójkami" otworzył Szymon Szewczyk. To tchnęło nowe siły we włocławskie szeregi. W połowie kwarty straty stopniały do 10 pkt, ale na więcej mistrzów Polski tego wieczoru stać nie było. Nawet z wolnych było przeciętnie (63 proc.), nie wspominając o rzutach z dystansu (6/28).