Już 6 stycznia 2011 r., zamiast do pracy, Polacy pójdą do kościoła. Zapewne rankiem do świątyń zmierzać będą nie tylko emeryci i renciści...
24 września jest także osobistym świętem i dniem triumfu Jerzego Kropiwnickiego, słusznie od wczoraj nazywanym czwartym królem (co na to Kacper,Melchior i Baltazar?).
Nie mielibyśmy świątecznego maratonu, gdyby nie b. prezydent Łodzi. Zaczął w 2008 r. firmując obywatelski projekt, pod którym podpisało się 700 tys. obywateli. Izba (czytaj: PO) nie była jednak przychylna.
Kropiwnicki nie dał za wygraną. Próbował jeszcze kilka razy i dziś może do swojego imienia dopisać przydomek Jerzy "Zwycięzca". - Przecież tego święta chciało dwie trzecie Polaków - argumentował wiele razy b. peerelowski opozycjonista.
Dzięki czwartemu królowi miliony Polaków już dziś zaczynają układać świąteczne plany urlopowe. Takiego prezentu przecież nie wolno zmarnować!
I tylko wydawcy kalendarzy na 2011 r. mają problem. O tym, że niepewność co do Święta Trzech Króli paraliżuje ich działania mówili już...w styczniu. Pewnie wydrukowali kalendarze, ale bez czerwonej kratki...