O tym, że budynek się rozpada, pana Macieja poinformował wczoraj nad ranem jego ojciec. Na klatce schodowej zauważył potężne dziury. Okazało się, że w nocy pękła rura. Rozmoczona ściana z pecy runęła. Pan Maciej wraz z żoną i dwójką małych dzieci opuścili dom. - Szczęście, że nic nam się nie stało - wyznaje.
Liczyć na pana Boga
Na miejscu pojawili się strażacy i inspektorzy nadzoru budowlanego. Przybył również właściciel kamienicy, który usłyszał, że ma zabezpieczyć budynek przed dostępem osób postronnych, a następnie zdecydować czy budynek rozbierać, czy remontować.
Lokatorzy wiedzą już, że do mieszkania przy Poznańskiej raczej nie mają powrotu. Na razie trafili do miejskiego hostelu na Rakowicza. Liczyli, że miasto da im jakieś mieszkania. Z ratusza wrócili zrozpaczeni.
- Miasto nam nie pomoże. Odsyłają nas do właściciela kamienicy. Gdzie my skończymy? Pod mostem? - pyta pan Maciej, a jego znajomy dodaje: - Inowrocławianie dzielą się na tych, co są pod opieką miasta i na tych prywatnych. Jeżeli ma pan papiery z urzędu miasta, to po katastrofie jest szansa na mieszkanie. Jeśli nie, trzeba już tylko liczyć na pana Boga.
Przeczytaj również: Inowrocław. Katastrofa budowlana przy ulicy Poznańskiej [zdjęcia]
To prawo dzieli ludzi
Wiceprezydent Inowrocławia Wojciech Piniewski uważa te zarzuty za bezpodstawne.
- To nie miasto dzieli ludzi, tylko przepisy prawa. Zobowiązania prawne mamy tylko względem tych lokatorów, którzy w czasach PRL-u otrzymali mieszkanie na podstawie decyzji administracyjnych miasta. Poszkodowani z ulicy Poznańskiej wynajęli mieszkanie na podstawie umowy cywilno-prawnej - tłumaczy Piniewski.
Dodaje, że to właściciel kamienicy ma obowiązek zapewnienia dachu nad głową poszkodowanym lokatorom. Dlatego też to on zostanie obciążony kosztami pobytu rodziny pana Macieja w hostelu na Rakowicza.
Tymczasem właściciel kamienicy już zapowiedział, że mieszkania swoim lokatorom nie wskaże, bo go nie ma. Przekonuje, że lokatorami powinno zaopiekować się miasto.
Aż do katastrofy
Warto podkreślić, że budynek przy ulicy Poznańskiej 6 już od kilku lat zagrożony był katastrofą budowlaną. Z dwóch stron podparty był belkami. W 2007 roku inspektor nadzoru budowlanego nakazał opróżnić wszystkie mieszkania. Miasto tak zwanym "swoim lokatorom" znalazł lokale. Tak zwani "prywatni" mieszkali tu aż do katastrofy.
Czytaj e-wydanie »