Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilkuset mieszkańców Obór od lat nie może korzystać z komunikacji, bo autobus nie wyrabia na zakręcie

Adam Willma
Adam Willma
Przystanek widmo kosztował prawie 130 tys. zł (55 tys. zakup działki,73 tys.- koszt prac budowlanych)
Przystanek widmo kosztował prawie 130 tys. zł (55 tys. zakup działki,73 tys.- koszt prac budowlanych) Adam Willma
Osiedle w podtoruńskich Oborach było socjologicznym fenomenem. Za cenę średniego mieszkania w wielkiej płycie można było zostać właścicielem domku z ogródkiem. I setki torunian z tego skorzystało. Ale jest pewien problem: do Obór trudno dojechać, bo autobus nie mieści się na drodze. I trudno się wykąpać, bo woda nie mieści się w rurach.

Architekci zżymają się na proste konstrukcje domków budowanych przez BetPol, twierdząc, że to gwałt na indywidualności. I rzeczywiście, projekty, w oparciu o które buduje firma z Silna można zliczyć na palcach jednej ręki. Ale Bronisław Malanowski, współwłaściciel Betpolu ma swoje argumenty: że większość domów, w których mieszkają Amerykanie, to również proste konstrukcje. A unifikacja znacząco ogranicza koszty. I liczbę reklamacji.

Nabywcy uwierzyli Malanowskiemu, a ten rozsiał małe domki na wielkim obszarze południowo-wschodnich przedmieść Torunia. I – jak twierdzi - na „swoje” osiedla może zajeżdżać z podniesioną głową:
- Oczywiście, mógłbym powiedzieć, że wybudowałem, termin gwarancji minął, więc nic mnie już nie obchodzi. Ale ja też jestem stąd, więc staram się w miarę możliwości pomagać. Kilka razy proponowałem – kupcie materiały, ja zapewnię robociznę. Ale są jakieś problemy z dogadaniem się, w które nie chcę wnikać.

Przystanek widmo

- Nie można powiedzieć. BetPolowi nic nie możemy zarzucić, bo ze swoich zobowiązań wywiązał się dobrze. Zrobił wszystko, co obiecał – przyznaje Joanna Blond z ul. Leśnej. - Natomiast nie mieliśmy pojęcia, że taką gehennę będziemy przechodzić z gminą. Asfaltowa droga na osiedle wybudowana została dopiero 2 lata temu. W razie awarii samochodu, dojazdu do Torunia nie mamy. Co prawda przystanek autobusowy stoi, ale autobusy nie jeżdżą, bo okazuje się, że autobus nie może do nas dojechać. Miało być uruchomienie linii na rozpoczęcie roku szkolnego, później na Wszystkich Świętych, a później okazało się, ze to w ogóle nie jest możliwe. Ktoś po prostu nie pomyślał projektując drogę. To samo z droga dojazdową, która prowadzi do następnych zabudowań – wieczne dziury.

Mirosława Kłosińska, sekretarz gminy Obrowo przyznaje, że problem jest poważny: - Byłam na spotkaniu, na którym obecny był wójt gminy Lubicz, przedstawiciel Torunia i MZK. Niezbędne były dwie poprawki, szczególnie w jednym miejscu, gdzie przy przejeździe autobusu przeszkadza płot jednej z posesji. Pan wójt Lubicza zobowiązał się, że to zrobi, ale ostatecznie stwierdził, że nie ma na to środków. Zastanawialiśmy się w jaki sposób rozwiązać ten problem, ale w międzyczasie pojawiła się pandemia i dzieci nie jeździły do szkoły.

Tajemnicą poliszynela jest jednak, że pomiędzy gminami pojawia się iskrzenie. Wójt Lubicza nie owija w bawełnę: - Bardzo chętnie pomożemy Obrowu, ale nie metodą faktów dokonanych, a w sposób przemyślany i konkretny, czyli potrzebne są formalne ustalenia kto, co i za ile. Jestem zobowiązany dbać przede wszystkim o bezpieczeństwo, komfort życia i interesy naszych mieszkańców – mówi Marek Nicewicz. - W tej chwili jesteśmy w trakcie zmiany organizacji ruchu w Kopaninie, po to, aby zmusić kierowców jadących do Obór do zmniejszenia prędkości. To nie zmienia faktu, że w Kopaninie nadal nie ma chodnika obiecanego przez władze Obrowa w zamian za zgodę na asfalt na drodze prowadzącej do Obór w gminie Obrowo. A ten chodnik miał zapewnić naszym mieszkańcom bezpieczeństwo. Sprawa jest tym poważniejsza, że przyległe tereny sąsiedniej gminy rozbudowują się i przepływ samochodów przez naszą miejscowość w stronę gminy Obrowo będzie coraz większy.

Powtórzmy: autobus jadący w stronę Obór (gmina Obrowo) bez trudu przejedzie przez Kopanino (gmina Lubicz), jeśli nie będzie zatrzymywał się w tej wsi. Gdy już jednak zajedzie na pętlę w Kopaninie, nie ma technicznej możliwości skręcenia w prawo – na Obory. Samorządowcy z gminy Lubicz tłumaczą, że takie rozwiązanie istniało zanim pojawił się problem skomunikowania Obór, więc nie ma powodu, aby ich gmina finansowała wygody dla sąsiadów z gminy Obrowo.
- To oznacza konieczność budowy nowej zatoki podkreśla wójt Nicewicz. - A jeśli Lubicz ma współfinansować kurs toruńskiego autobusu, nie może pomijać naszych mieszkańców w Kopaninie. Skoro więc Obrowo nie jest w stanie podjąć się konkretnych zobowiązań, to istnieje przecież inne rozwiązanie: władze Obrowa mogą wykupić na swoje potrzeby całą linię w MZK Toruń - Obory i wówczas autobus nie będzie musiał zatrzymywać się w Kopaninie.

Nie ma szans na siusiu

Bez drogi można jednak przeżyć, o ile dysponuje się własnym transportem. Ale bez wody? - Piąty rok są problemy z wodą – rozkłada ręce Cyrille Blond, który z początku był urzeczony ciszą i możliwością obcowania z przyrodą w Oborach. - Latem jest tak, że nie możemy nawet skorzystać z toalety, bo nie ma jak spłukać. Szansa na wzięcie prysznica jest około 15.00, bo później woda jest dopiero około 22.00.

Większość gminy korzysta z naszej sieci, w której, dzięki podpisaniu umowy z Toruniem od 3 lat nie mamy obecnie żadnych problemów z wodą – przekonuje Andrzej Wieczyński, wójt Obrowa. - Są jednak takie miejsca jak Obory, gdzie nie dochodzi nasz wodociąg i wodę dostarcza sąsiednia gmina Lubicz.

A Lubicz nie kryje, że problem jest: - I niestety na razie będzie – mówi Grzegorz Karpiński, prezes Zakładu Usług Komunalnych w Lubiczu. - Rury w tamtych stronach były kładzione jeszcze w PRL-u, gdy nikomu nie śniło się o tak dynamicznym osadnictwie na tych terenach. Przekroje są małe i bez wymiany nic nie zrobimy.

Wójt Obrowa ma własny pomysł na rozwiązanie problemu: - Rozpoczynamy właśnie prace, które docelowo doprowadzą do podłączenia Obór do naszej gminnej sieci. Wykonaliśmy już dokumentację, mamy wpisany ten cel w budżet. Kiedy się zakończą? Być może uda nam się zakończyć jeszcze w tym roku i Obory będą już korzystały z naszej wody. To jest duża inwestycja, bo nitka wodociągu idzie z Dzikowa przez Obory w kierunku położonych w lasach domów w Smogorzewcu.

Do tego czasu, zdaniem wójta, rozwiązanie problemu leży w rękach samych mieszkańców: - Potrzebna jest jednak pewna odpowiedzialność. Warto spojrzeć w umowę, w niej jasno jest napisane, że woda powinna być używana jedynie do celów socjalno-bytowych. Wielogodzinne podlewanie ogrodów w obecnych warunkach to nie są cele socjalno-bytowe, to zwykły egoizm. Niektórzy mówią, że skoro płacą, mogą zużywać wody ile chcą, ale to nieprawda. Wystarczy powiedzieć, że w porównaniu do miesięcy wiosennych zużycie wzrosło czterokrotnie. Przez wiele lat zakazywałem podlewania, ale sądzę, że mieszkańcy już na tyle dojrzeli, że zakazy są niepotrzebne. Nie było zresztą tak dużego problemu, żeby zakazywać. Zresztą to nie jest problem tylko gminy Obrowo. Przede wszystkim trzeba racjonalnie podchodzić do sprawy wody, a wówczas nie będzie problemów z jej dostępnością.
Joanna Blond przestała już wierzyć zapewnieniom samorządowców: - Ludzie są już tym znużeni. Na początku były zebrania, na które wójt przyjeżdżał i robił notatki i dalej nic. Jedyne co zrobiono, to droga do Obór, która była tak fatalna, że chyba wszyscy tu naprawiali zawieszenia. Co z tego, że mamy piękne otoczenie, jeśli nie mamy elementarnych warunków do życia.
Państwo Blond przyznają, że wielu mieszkańców podlewa ogródki, nie zważywszy na problem. - Być może rzeczywiście powinniśmy zadziałać wspólnie, spotkać się i dogadać. Ale ludzie są tak zaganiani, że nie mają czasu na własne rodziny, a co dopiero sprawy osiedla.

Prof Przemysław Śleszyński z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN w wywiadzie dla „Pomorskiej” z 2015 roku:
Fajnie jest mieszkać pod lasem, gdy budzą nas rano ptaki, ale do tego lasu trzeba zbudować drogę, ktoś później musi tę drogę utrzymać. Wszystkie te obowiązki spadają na gminę, która musi mieć na to pieniądze. Jeśli dróg jest 100 kilometrów, a – przy skoncentrowanej zabudowie – mogło być 30 km, to rachunek jest oczywisty. Bałagan planistyczny to nie tylko kwestia estetyki, ale i realnych pieniędzy. Te nieuzasadnione koszty idą rocznie w dziesiątki miliardów złotych, a niektóre błędy planistyczne mogą nas kosztować w przyszłości wręcz setki miliardów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska