Znani o sobie
W Sępólnie znają go chyba wszyscy, bo to społecznik, jakich już nie ma. Wylicza, ile to plaż czynem społecznym wybudował, ostatnio na przykład w Lutówku. Tam też za jego staraniem pojawiły się wodociągi, bo on wydeptał pieniądze na nie w Warszawie.
Agent na karku
Urodził się w Niemczech, bo rodzice wyjechali za chlebem. Tam dla rówieśników był Polakiem, mimo że po polsku nie umiał ani w ząb. Jak przyjechał do Kcyni, to wyzywali go od Niemców. Zaczął edukację w seminarium nauczycielskim, ale je zlikwidowano, więc się wykształcił w rodzinie w Sępólnie na piekarza-cukiernika. Czasy były niepewne, w 1936 roku zwerbowali go do wywiadu. - Do tego potrzeba było odważnych i szybkich - wspomina. - A mnie rekomendował przyjaciel, atutem było to, że uprawiałem lekkoatletykę, trenowałem też boks. Sprawiało mi przyjemność, że mogę wszystkim siedzieć na karku.
Śrutowy na kartki
Misja skończyła się wraz z wybuchem wojny. Trafił do obozu pod Poznaniem, ale na szczęście nie odkryto jego tajemnicy, bo z pewnością nie doczekałby wolności. Po wojnie wrócił do Sępólna i piekł chleb śrutowy na kartki. Czasy nie sprzyjały prywatnej inicjatywie, więc wziął się do zakładania gminnej spółdzielni. Działał w LZS, nadrabiał zaległości w edukacji - zrobił maturę, studiował też turystykę w Gdańsku, ale magistrem nie został, bo w obronie pracy przeszkodziła choroba. Po drodze były jeszcze inne funkcje i posady, teraz jest emerytura, ale nie bezczynność.
W zielonym kapeluszu
Pomyślał, że dobrze byłoby reaktywować działające przed wojną Bractwo Kurkowe w Sępólnie. I oczywiście zaczął tą ideą zarażać innych. Stało się, kurkowi bracia już niedługo będą strzelać w Sępólnie na obchodach trzystulecia tego stowarzyszenia. - Zamówimy zielone marynarki - mówi Krzyżanowski. - Z ciemnozielonym kołnierzem. To będzie strój, w którym nikt się nie będzie pocił. Wzór kapelusza też już mam w głowie. Będą porządne. Z Bractwem Kurkowym zetknął się już przed wojną, był najmłodszym członkiem. Wtedy liczyło 61. strzelców, piętnastu było Niemcami. Należeli kupcy, rzemieślnicy, urzędnicy. Mieli strzelnicę, teraz jest tu dom kultury. Medale prześlicznej roboty były dziełem niemieckich jubilerów z Bydgoszczy. - Lubili u nas strzelać - wzdycha Krzyżanowski.
Teraz jest ich osiemnastu i na siłę nikogo nie będą przymuszać do wstąpienia. A z chojniczanami i tucholanami zamierzają utrzymywać ścisłe związki.
Czekają jeziora
Krzyżanowski doczekał się czwórki potomstwa. By dzieciaki wychować, zaczął hodować nutrie. Był to kiedyś niezły interes, miał ich zresztą najwięcej w Sępólnie. Za skórki kupił jednego malucha, potem drugiego. Dzieci wykształcił.
Teraz ma nadzieję, że zdrowie będzie mu dopisywało, bo raczej na kosztowną i ryzykowną operację kolan się nie odważy. Trochę mu to komplikuje życie, ale radzi sobie całkiem nieźle. - Jeszcze tylko marzę o tym, by Sępólno wykorzystało swoją szansę - mówi. - Mamy trzydzieści jezior tutaj, raj dla turystów, tylko to zagospodarować. Postawić na agroturystykę i zapraszać kogo się da na odpoczynek. To żyła złota, ja to wiem.
Kurkowy brat
Tekst i fot. Maria Eichler Bolesław Krzyżanowski lubi wspominać dawne czasy, ale myśli też o nowych.

Bolesław Krzyżanowski ma 83 lata i porusza się o kulach. Kolana dają się we znaki, ale macha ręką, że zdrowie w sumie mu dopisuje. I kto wie, może też postrzela na trzystulecie Bractwa Kurkowego w Sępólnie?