Tak było do 2005 r., czyli do pojawienia się na politycznej scenie Janusza Palikota, rodem z Biłgoraja, który karierę zaczynał w lubelskiej PO. I od tego czasu Lublin nie jest już miastem, w którym powstała Rzeczypospolita Obojga Narodów, tylko miejscem narodzin politycznego błazna i skandalisty.
Buszujący w sieci bez trudu znajdą słowno- rekwizytowy dorobek (świński ryj, plastikowy fallus) Palikota. Gorzej z tymi, którzy dostępu do internetu nie mają. Dlatego PT Czytelnikom przypomnę, że poseł - blogier i blagier - nazwał prezydenta Lecha Kaczyńskiego chamem (siedząc w studiu jednej z komercyjnych telewizji), a Jarosława Kaczyńskiego gejem.
Skandalicznych wypowiedzi Palikota, dla łagodzenia sytuacji nazywanych przez jego partyjnych kolegów wybrykami, można by przytoczyć dziesiątki. Tylko po co?
Ostatnie słowa szefa lubelskiej PO, że "Lech Kaczyński ma krew na rękach tych, którzy zginęli" w katastrofie smoleńskiej, i że trzeba zbadać, czy prezydent wchodził na pokład trzeźwy sprawiły, że europoseł PO Filip Kaczmarek powiedział: "Dość".
Chce wyrzucenia Palikota z Platformy.
Jak to się skończy, zobaczymy. Namaszczony na marszałka Sejmu Grzegorz Schetyna pytany, czy dobrze mu jest w jednej partii z Palikotem, mówi: "Nie".
Mężydło, poseł PO z Torunia zapowiada, że poprze ewentualną decyzję o wykluczenie go z partii.
Dla jasności. Skandalistę Palikota PO wyrzucała już kilka razy. I co? Nic.
"A to czysta wariacja ta demokracja!". To nie z Palikota. To powiedział Tadeusz Boy-Żeleński.
Czytaj e-wydanie »