Na gorąco - komentuje Hanna Sowińska

Tak resort zdrowia tłumaczy (odsyłam Państwa na internetową stronę MZ) "zamach" na kasę Narodowego FunduszuZdrowia. Gdybym tego zdania nie znalazła w oficjalnym dokumencie, nie uwierzyłabym, że można tak "ściemniać". Nowomowa urzędników minister Kopacz po prostu rozkwita. I przeraża.

Przerzucając na społecznego ubezpieczyciela finansowanie operacji przeszczepienia nerki, trzustki i szpiku kostnego resort zaoszczędzi około 52 mln zł. Tyle natomiast będzie musiał wydać - ekstra - NFZ, który budżet na 2009 r. już podzielił. - Współczuję funduszowi - mówi prof. Zbigniew Włodarczyk, szef bydgoskiej kliniki, w której od 2000 r. prowadzone są zabiegi transplantacji nerki.

Wprawdzie ubezpieczyciel biedny nie jest (tegoroczny budżet to ponad 50 mld zł!), ale że kryzys panoszy się coraz bardziej, więc wpływy ze składek zdrowotnych będą maleć. Cudów nie ma. Większa armia bezrobotnych, to mniej pieniędzy na leczenie.

A tu funduszowi jeszcze dojdzie finansowanie przeszczepień.W końcu na coś zabraknie. Komu? Gdzie? Nieważne. Pewne jest, że odczują to pacjenci.

Rozumiem obawy transplantologów (kardiologów, onkologów itp. również). Jednak przeszczepienia to delikatna materia. Do tego rodzaju operacji nie wystarczają tylko zdolności chirurga, dobra aparatura i leki. Potrzebni są dawcy. Tymczasem ostatnie dwa lata należały do najgorszych. Teraz, gdy transplantologia zaczęła wychodzić z dołka, cios przyszedł ze strony resortu zdrowia.

A tak niedawno Ewa Kopacz zapewniała Polaków, że ministerstwo, tnąc wydatki, zaoszczędzi tylko na administracji...