Po każdym zamachu terrorystycznym Palestyńczyków następuje zbrojny odwet armii Izraela. Każdy odwet jest traktowany jako usprawiedliwienie terroru. Po cóż ginąć z rąk izraelskich żołnierzy, skoro lepiej samemu wybrać moment śmierci i zadać straty wrogowi. Nic nie da, prócz zwiększenia wrogości u wszystkich Palestyńczyków, izolowanie Arafata i niszczenie resztek palestyńskiej państwowości. Nie sposób zlikwidować terroru wyłącznie przy pomocy czołgów. Równie przeciwskuteczne są kolejne samobójcze zamachy młodych Palestyńczyków. Każdy z zamachów zmniejsza przecież wśród Żydów (zresztą już od kilku pokoleń żyjących w w stanie wojny) chęć zawierania pokoju z Arabami. Nie widać dobrego wyjścia z tej spirali wzajemnej nienawiści, chęci wyniszczenia i wszechobecnej śmierci.
W dodatku ten nastrój wojny pomiędzy Żydami a Arabami i muzułmanami zaczyna się rozszerzać na cały świat. Większość wyznawców islamu jest przekonana, iż to izraelski wywiad doprowadził do ataku na WTC. Teraz zaś chcą usunąć z zajmowanych od wieków ziem Palestyńczyków. Z kolei Żydzi uważają Arafata - jedynego przywódcę tego ostatniego narodu za terrorystę, którego organizację zatem należy tak samo potraktować, jak Al-Kaidę i talibów. Narasta atmosfera wrogości.
Jeżeli nie nastąpi zdecydowana interwencja USA i Europy, to lokalny konflikt na Zachodnim Brzegu może w ciągu kilku tygodni przerodzić się w globalną wojnę. Jedynym sensownym rozwiązaniem staje się jak najszybsze wprowadzenie znaczących sił pokojowych pod flagą ONZ wzdłuż granic Izraela i Palestyny. Jednakże do tego musi dojść cały szereg rozwiązań polegających na zmuszeniu jednej i drugiej strony do wzajemnego uznania swojego równoprawnego istnienia przy jednoczesnej bardzo silnej ich izolacji.
Na Bliskim Wschodzie nie ma mowy o współpracy i przyjaźni. Jedyne co jest możliwe i konieczne, to jak najszybsze rozdzielenie nienawidzących się nawzajem narodów.
Roman B
Na gorąco
Konflikt między Żydami a Arabami - komentuje Roman Bäcker